Partia Guliwera

Stare przysłowie mówi: Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Tym razem uderzył Aleksander Kaczorowski, publicysta „Newsweeka”, prognozując w tekście „Masz, Palikot, złoty róg...” rychłe powstanie nowej partii centrolewicowej pod wodzą niepokornego, ale i niezwykle popularnego posła PO.

To nie pierwsze tak mocne walnięcie w polityczny stół redaktora Kaczorowskiego. Trzy lata temu, w lutym 2007 r., na tych samych łamach, tekstem pt. „Kaczyński prawie jak Putin” sprowokował do dyskusji nad stylem i treścią rządów aktualnego wówczas premiera fundującego nam IV Rzeczpospolitą.
Obrazoburczy dla sympatyzujących z PiS publicystów tekst wywołał lawinę nawet nie polemik, co gromów miotanych w stronę popularnego tygodnika, że zarzucając Jarosławowi Kaczyńskiemu niczym, ich zdaniem,nieuzasadnione, dyktatorskie rządy, schodzi do poziomu rynsztoka dla podniesienia sobie nakładu.
Kto miał rację w tej „debacie” pokazał parę miesięcy później wynik wyborów parlamentarnych, w których „Polski Putin” musiał pożegnać się z rządzeniem. Czy i teraz wizja partii posła z Lublina, opisana na łamach „Newsweeka”, okaże się równie prorocza?

Wywalić Palikota na zbity pysk!
To główny apel publicysty do kierownictwa PO, bo tylko wówczas spełni się cały jego misterny plan. Zakłada on, że po usunięciu Janusza Palikota na początku sierpnia z szeregów Platformy, ten kontrowersyjny, ale mający rzesze swoich wiernych fanów, poseł stworzy centrolewicową partię. Potwierdził to również kilka dni temu w wywiadzie dla TVN sam bohater artykułu, zarzekając się jednocześnie, iż kocha PO i razem im po drodze, więc ma nadzieję, że do rozstaju dróg nie dojdzie. Ale skromnie jednak nie kontynuował tematu.
W przeciwieństwie do redaktora Kaczorowskiego, który ewentualną, nową formację już określił partią jakiej jeszcze nie było, liberalną lewicą, która zmiecie ze sceny politycznej Sojusz Lewicy Demokratycznej, a po przyszłorocznych wyborach utworzy z PO najbardziej proreformatorski, wolnościowy i proeuropejski rząd w dziejach III RP. Dodajmy też za autorem: „rząd, który zapobiegłby groźbie, jeszcze bardziej wydawałoby się nieprawdopodobnej ,rządzącej koalicji PiS ze swoim odwiecznym wrogiem, czyli z SLD”.
Ot, mogłoby się wydawać, że to tylko takie wakacyjne, publicystyczne dywagacje na pograniczu mrzonki, gdyby na tak uderzonym stole nie odezwały się nożyce. A te odzywają się, jak wiadomo dlatego, że ktoś wprowadzając w drżenie stół, zmusił je do hałaśliwej zmiany wygodnej, zastałej, by nie powiedzieć „wypracowanej w kroju i w szyciu” pozycji.

„Polski potwór z Loch Ness”
– szczęknęły nożyce w postaci redaktora Piotra Zaremby, który tak wdzięcznie określił w tytule swojego artykułu Janusza Palikota, a w treści nie omieszkał przekazać czytelnikom, co myśli o swoim koledze, redaktorze Kaczorowskim i jego prognozach: „Naprawdę publicysta „Newsweeka” uważa, że jesteśmy skazani na silną centrolewicę dopiero wtedy, gdy stanie się ona Samoobroną dla wykształciuchów? Dla ludzi wierzących, że płacą zbyt wysokie podatki, bo Kaczyński ma brudne buty? Jeśli tak – droga wolna, niech kołacze do Palikota.” I dalej uzasadnia, co prawda tylko swoją intuicją, że Palikot nigdy nie stworzy niczego konstruktywnego, a za 5 lat, „jak ktoś go wcześnie politycznie nie utłucze, wciąż będziemy słyszeli jego porykiwania, ile to on mógł, gdyby tylko chciał” zostać premierem czy prezydentem.
No, cóż – jeżeli tak myśli, to ma prawo. Tylko dziwi, dlaczego to nie lewicowo kojarzeni publicyści wytoczyli swe działa, słysząc o zmieceniu z powierzchni ziemi SLD, a zrobił to komentator o raczej prawicowych poglądach, któremu taka idea powinna być bardzo miła.
Tymczasem redaktor Zaremba w dalszej części tekstu wyraża swój podziw dla mniej wystrzałowego, bardziej cierpliwego, ale za to skutecznego polityka, za jakiego postrzega... szefa SLD Grzegorza Napieralskiego.
Co więcej, swój pełen ideologicznych sprzeczności tekst zamieścił nie w „Polska The Times”, centrowo postrzeganym dzienniku, z którym jest związany na co dzień, a na portalu wpolityce.pl, kojarzonym z jednym z najwierniejszych apologetów PiS, czyli redaktorem Michałem Karnowskim. I tu, być może, dochodzimy do sedna „szczęku nożyc”. Misternie krojona i szyta przyszła koalicja pozornych wrogów PiS i SLD została zbyt wcześnie przez redaktora Kaczorowskiego obnażona, a do tego wykoncypował on pomysł na antidotum na te rządy. I to wcale nie tak absurdalny, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.

Błazen, taki na serio
jest polityce jako wentyl, filtr i wodzirej potrzebny” – pisał na swoim blogu „Gra w klasy”, w przeddzień katastrofy smoleńskiej, ceniony publicysta „Polityki” – Adam Szostkiewicz. W tekście zatytułowanym „A Palikota żal” stwierdza, że „w polskiej polityce mało mamy prawdziwych indywidualności, postaci barwnych, a zarazem broniących rzeczy racjonalnych i nieulegających naciskom nacjonalistów i klerykałów.” I chociaż sam nie gustuje w politycznych happeningach Palikota, to wszystkie ocenia jako trafione, przy których pomocy poseł z Lublina walczył o konkretne i słuszne sprawy w znaczeniu publicznym.
Co prawda, od ery, nawet dzień „przed katastrofą”, dzielą nas mentalnie lata świetlne, ale nie wydaje się, żeby redaktor Szostkiewicz w swojej ocenie poczynań enfant terrible Platformy Obywatelskiej coś radykalnie zmienił. Tym bardziej w kontekście „cudownych przemian i odmian” posłów PiS i jego prezesa.
A że są oczekiwania wobec Janusza Palikota na zbudowanie nowoczesnej formacji centrolewicowej potwierdzają nie tylko odgórne (Ruch Poparcia Palikota) czy oddolne (list do Premiera w obronie Janusza Palikota) inicjatywy społeczne na Facebooku, ale też opinie cenionych blogerów, które mają większy, niż się tradycjonalistom wydaje, wpływ na kształtowanie opinii publicznej.
Bloger „Kartka z podróży” pisał w jednym ze swoich wpisów: „Nie ukrywam, że cenię Palikota za inteligencję, wiedzę, umiejętność przekazu (język!)...oraz niezależność. Palikot nie zanudza kombatanctwem, nie obnosi się z katolickim rodowodem i niewątpliwie łamie poprawność polityczną, obowiązującą tzw. „klasę polityczną”. Jednym słowem polityk, jak znalazł, na nowe czasy”. A „Cleofas” pisze wprost: „Palikot to w naszym Sejmie wielkość. Nie może być inaczej, gdy Guliwer znajduje się w Królestwie Kurdupli. To nie Palikot innych przerasta, to inni nie dorastają do Palikota”.
Nic dziwnego, że ten niepokorny polityk pociąga za sobą coraz liczniej te środowiska, które znane są z odwagi samodzielnego myślenia, czasem dobrze rozumianej awangardy, jak: Kazimierz Kutz, Kora Jackowska, Kamil Sipowicz, Teatr Ósmego Dnia i rzesze zwykłych, światłych ludzi niechcących się nieustannie miotać w przeciągu dwóch wojujących i mało „przejrzystych” centroprawic.

Szczekające nożyce
Redaktor Piotr Zaremba wyskoczył przed szereg i zaatakował „Newsweek” i Palikota z lęku, że znowu (kiedyś marzył o POPiS) może nie dojść do pożądanej przez niego koalicji, która mogłaby przywrócić Jarosława Kaczyńskiego na szczyty władzy. Zapowiada więc buńczucznie, że jeżeli myli się w ocenie Palikota, to chętnie zaszczeka pod stołem... „Samoobrona Wykształciuchów” nie może się już tego doczekać.
Jedno jest pewne. Dla PiS, które przy szczególnym splocie okoliczności (katastrofa smoleńska, przegrane wybory prezydenckie, demakijaż upudrowanego na czas kampanii prezesa Kaczyńskiego) samo wpędziło się do narożnika, realną szansą na powrót do władzy jest tylko i wyłącznie koalicja z SLD. Dodajmy SLD Napieralskiego.
Bo tu, pozwolę sobie nie zgodzić się z redaktorem Kaczorowskim, który twierdzi, że cała ta formacja jest „…związkiem zawodowym pragmatycznych cyników, byłych komunistycznych aparatczyków, ich potomków i pociotków”, którzy pójdą na targi z Kaczyńskim byle dostać posady w rządzie i administracji, w spółkach skarbu państwa i mediach publicznych. Obserwując to, co działo się podczas kampanii prezydenckiej w lewicowych szeregach, można bez większego ryzyka stwierdzić, że to wyłącznie bezideowe, tak naprawdę, skrzydło Napieralskiego jest gotowe na każdy mezalians, byle sięgnąć po władzę. Dla tej „nastojaszczej” lewicy taka gra jest nie do przyjęcia, podobnie jak dla radiomaryjnego elektoratu PiS, chociaż Ci ostatni łatwiej to przełkną, byle ratować jedynego zbawcę Ojczyzny.
Dla Prawa i Sprawiedliwości tak ważne jest więc skompromitowanie za wszelką cenę Janusza Palikota, który może skutecznie utrącić te rachuby, tworząc nowy polityczny byt i tym samym zmarginalizuje dyktatorskie zapędy Jarosława Kaczyńskiego w tandemie z Grzegorzem Napieralskim. Stąd dwa główne pytania o nowy rozkład sił na polskiej scenie politycznej nie brzmią, moim zdaniem, tak jak formułuje je redaktor Kaczorowski: jak powstrzymać Napieralskiego, i czy Palikot powinien zagospodarować część lewicy w szeregach Platformy, czy już poza nią?
Dwa najważniejsze pytania będą pytaniami o to, kiedy rozpadnie się SLD, bo to, że tak będzie, jest pewne, i czy Platformie i Palikotowi (co równie oczywiste) będzie się opłacało rozstać przed czy po wyborach parlamentarnych w 2011 roku tak, żeby ten rozpad SLD jak najlepiej zagospodarować.
Na oba pytania łatwiej będzie odpowiedzieć po jesiennych wyborach samorządowych. Nie wcześniej. O ile oczywiście Platforma nie strzeli sobie samobója i nie usunie lada dzień Janusza Palikota ze swojej „stajni”.

Iwona Krupa

Nowa siła polityczna? dodany przez MarekN