LogowanieNawigacjaTrybunał Konstytucyjny
Prezydent RP - aktualnościSejm RP - NewsZ Kancelarii Premiera
Strony partii politycznych obecnych w Sejmie VIII kadencji(w układzie alfabetycznym) Książki w promocjiPO — AktualnościPSLZNP
BelferBlogBLOGI POLITYCZNE„Skrót myślowy” — blog Janiny ParadowskiejGra w klasy — blog Adama SzostkiewiczaNowe wątki na forum DPN |
AktualnościNawrocki pisze do szefowej KE. „Polska się nie zgodzi”W liście datowanym na 7 października prezydent podkreślił, że rozwiązaniem problemu nielegalnej migracji nie może być odsyłanie migrantów do Europy Środkowo-Wschodniej. Zdaniem Karola Nawrockiego instytucje europejskie powinny skupić się na poprawie bezpieczeństwa i sytuacji ekonomicznej krajów Afryki i Bliskiego Wschodu, by ograniczyć presję migracyjną. „Przeważająca większość Polaków sprzeciwia się przymusowej relokacji migrantów do Polski. Moim celem jest, aby Polki i Polacy czuli się w swoim kraju bezpiecznie. Jednym z elementów bezpieczeństwa jest z pewnością brak ryzyka związanego z nielegalną migracją, która zalewa Europę Zachodnią” – czytamy w liście prezydenta do Ursuli von der Leyen. Karol Nawrocki zaznaczył, że podtrzymuje gotowość współpracy w zakresie ochrony granic i wspólnych działań państw członkowskich Unii Europejskiej w celu wsparcia państw najbardziej narażonych na nielegalną migrację. Przypomniał również, że w Polsce nadal przebywa niemal milion ukraińskich uchodźców, którzy uciekli przed wojną. Skąd nagle wziął się ten temat? Od miesięcy Bruksela wysyła sygnały, że żadnych migrantów Polsce przydzielać nie zamierza, uznając m.in. wkład Warszawy w przyjęciu właśnie ukraińskich uchodźców wojennych, a także solidarną postawę w obronie wschodniej granicy UE. Na konferencji prasowej tłumaczył to prezydencki minister: – Zgodnie z regulacjami unijnymi do 15 października Komisja Europejska ma przedstawiać plany na przyszły rok dotyczące rozlokowania imigrantów. Prezydent chciał, by KE i jej szefowa mieli świadomość, że Polska nie podporządkuje się żadnym decyzjom, które będą niekorzystne z naszej perspektywy – powiedział Marcin Przydacz, szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta. Dodał, że pakt migracyjny w dotychczasowej formule nie będzie obowiązywał w Polsce. – Jesteśmy zgodni, przynajmniej teoretycznie, ze stroną rządową – dodał Przydacz. Zobacz także: Prezydent chce zmian. Cudzoziemcy na obywatelstwo poczekają nawet 10 lat Kategorie: Telewizja
Pij rano każdego dnia ten zbożowy napój z PRL. Brzuch zniknie, a smukła sylwetka zaskoczy wszystkich!Dla wielu to smak dzieciństwa – poranki w przedszkolu, kubek ciepłej „inki” na koloniach, śniadania w szkolnej stołówce. Kawa zbożowa, choć przez lata zapomniana, dziś wraca do łask. I to nie tylko z powodów sentymentalnych – ma bowiem sporo do zaoferowania dla zdrowia.
Marzena Sarniewicz
Kategorie: Prasa
(Komunikat po) SK 51/20. Brak możliwości dochodzenia wierzytelności z masy upadłości w sytuacji, gdy wierzyciele nie mogli wiedzieć o wpłynięciu wniosku o ogłoszenie upadłości 2025-10-098 października 2025 r. Trybunał Konstytucyjny ogłosił orzeczenie wydane w sprawie skargi konstytucyjnej dotyczącej braku możliwości dochodzenia wierzytelności z masy upadłości w sytuacji, gdy wierzyciele nie mogli wiedzieć o wpłynięciu wniosku o ogłoszenie upadłości. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że art. 242 ustawy z dnia 28 lutego 2003 r. – Prawo upadłościowe, w brzmieniu obowiązującym przed 1 stycznia 2016 r., w zakresie, w jakim przepis ten nie przewiduje obowiązku wezwania wierzyciela reprezentowanego przez pełnomocnika procesowego, którym jest adwokat lub radca prawny, do uzupełnienia braków formalnych zgłoszenia wierzytelności przed dokonaniem jego zwrotu, jest zgodny z art. 77 ust. 2 i art. 45 ust. 1 w związku z art. 32 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Problem konstytucyjny polegał na rozstrzygnięciu, czy dyskontynuacja postępowania sądowego wskutek braków pisma procesowego sporządzonego przez profesjonalnego zastępcę procesowego narusza prawo strony do rozpoznania sprawy przez sąd w sprawiedliwej procedurze, w sytuacji, gdy takie samo pismo sporządzone przez stronę, a nie zawodowego zastępcę procesowego, podlegałoby przed jego zwrotem wezwaniu do usunięcia braków. Trybunał uznał, że zwrot pisma procesowego, które nie może otrzymać właściwego biegu ze względów formalnych nie stanowi samo w sobie ograniczenia konstytucyjnego prawa do sądu, w szczególności prawa do sprawiedliwej procedury. Profesjonalni zastępcy procesowi – w rezultacie generalnego zobowiązania do szczególnej zawodowej staranności – mogą być w niektórych wypadkach poddani rygorowi zwrotu pisma bez dodatkowego wezwania do jego uzupełnienia. Weryfikując naruszenie zasady równości, Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że podmioty reprezentowane przez profesjonalnego pełnomocnika są w innej sytuacji niż podmioty, które nie są reprezentowane przez profesjonalnego pełnomocnika, stąd brak jest tzw. cechy relewantnej. Różnicowanie stron ze względu na sposób reprezentacji w procesie ma na celu wyeliminowanie faktycznych dysproporcji procesowych, ale pociąga też za sobą określone skutki. Trybunał Konstytucyjny zauważył, że strona postępowania sądowego może być w praktyce narażona na wadliwe działanie swojego zastępcy procesowego, a w konsekwencji ponosić skutki takiego wadliwego działania. Jednak to zagadnienie nie może rzutować na ocenę zgodności z Konstytucją przepisów proceduralnych stanowionych bardziej rygorystyczne warunki dla zawodowych zastępców procesowych. Skład orzekający Trybunału Konstytucyjnego: sędzia TK Andrzej Zielonacki - przewodniczący, wiceprezes TK Bartłomiej Sochański - sprawozdawca, sędzia TK Jakub Stelina, sędzia TK Rafał Wojciechowski, sędzia TK Jarosław Wyrembak. Kategorie: Władza sądownicza
Rujnuje trzustkę, wyniszcza układ krążenia, psuje samopoczucie. Polacy jedzą rocznie 40 kg na osobę!Jemy go codziennie, a on rujnuje trzustkę i serce, sieje spustoszenie w organizmie, a najgorsze, że jest wszędzie: w kawie, w chlebie, w sosie do sałatki. Statystyki są bezlitosne - jemy go 40 kilogramów rocznie na osobę. Ten dodatek smakuje dobrze, ale działa jak trucizna. Polacy jedzą go za dużo, a skutki widać na każdym kroku. Niestety, lista problemów zdrowotnych, które powoduje, tylko się wydłuża.
Marzena Sarniewicz
Kategorie: Prasa
Akt oskarżenia przeciw urzędnikowi podejrzewanemu o szpiegowanie dla RosjiSzpiegostwo oraz przekroczenie uprawnień funkcjonariusza publicznego – takie zarzuty postawiono w akcie oskarżenia Tomaszowi L., warszawskiemu urzędnikowi, którego podejrzewa się szpiegowanie na rzecz Rosji. Dokument został już skierowany do Sądu Okręgowego w Warszawie.
Kategorie: Telewizja
Wlej dwie łyżki i postaw w łazience. Przepiękny zapach rozniesie się po całym pomieszczeniuMarzysz o przepięknym zapachu w łazience, a tu wciąż wilgoć, a wraz z nią nieprzyjemne zapachy? Ratujesz się odświeżaczami powietrza ze sklepowych półek, a one często działają krótko i są pełne sztucznych substancji? Okazuje się jednak, że jest prosty i sprawdzony domowy sposób na naturalny zapach do łazienki. Wystarczą dwie łyżki naturalnego składnika, by uzyskać długotrwały, świeży zapach w pomieszczeniu.
Marzena Sarniewicz
Kategorie: Prasa
Kapusta kiszona w słoikach - jak długo kisić kapustę? Ile soli potrzeba do kiszenia kapusty w słoikach?Kiszenie kapusty w słoikach to tradycyjny sposób na zdrowe, domowe przetwory. Wystarczy tylko kilka składników i odrobina cierpliwości, aby otrzymać naturalną kapustę kiszoną, bogatą w witaminy i probiotyki. To świetna alternatywa dla osób, które mieszkają w blokach, mają małe mieszkania, które nie mają piwnicy i miejsca na duże beczki.
Marzena Sarniewicz
Kategorie: Prasa
Jak pozbyć się kuny z poddasza domu? Czego nie lubi kuna?Kuna na poddaszu to nieproszony gość, który może narobić naprawdę dużo szkód. Przegryzione kable, hałas w nocy i nieprzyjemny zapach – to tylko początek problemów. Co możesz zrobić, gdy podejrzewasz, że kuna urządziła sobie lokum na strychu? Sprawdź, czego boją się kuny, jak je odstraszyć, a także jak zabezpieczyć dach, żeby kuny nie wróciły.
Marzena Sarniewicz
Kategorie: Prasa
1800 zł miesięcznie na mieszkanie. Prezydent podpisał ustawęPrezydent RP podpisał ustawę, która wprowadza świadczenie mieszkaniowe dla funkcjonariuszy służb mundurowych, oferując miesięczne wsparcie finansowe w wysokości od 900 do 1800 zł netto. Nowe regulacje obejmują Policję, Straż Graniczną, Państwową Straż Pożarną, Służbę Ochrony Państwa oraz służby specjalne (ABW, AW, SKW, SWW). Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, Marcin Kierwiński, podkreśla, że program stanowi gigantyczny zastrzyk finansowy i kluczowe narzędzie do zwiększenia atrakcyjności służby i zasypania wakatów w formacjach. Przepisy wejdą w życie z mocą od 1 lipca 2025 roku.
Olga Papiernik
Kategorie: Prasa
Arcytrudny QUIZ. Rozpoznasz książkę po cytacie? 15/15 tylko dla moli książkowychW tym naprawdę trudnym quizie pytamy o książki, które zna większość z nas. Czytaliśmy je w szkole a niektóre były bardzo popularne i rozchwytywane przez książkowych moli. Rozpoznacie je po tym jednym cytacie? Obiecujemy, że łatwo nie będzie.
Marta Kawczyńska
Kategorie: Prasa
Ewakuacja w warszawskiej szkole. „Drażniący zapach”Ewakuowano blisko 300 osób ze szkoły podstawowej nr 191 na warszawskim Mokotowie. Straż pożarna została wezwana do zbitego słoika w jednej z klas. – Na miejscu jest grupa chemiczna i przedstawiciel Sanepidu – potwierdził portalowi TVP.Info brygadier Artur Laudy, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie.
Kategorie: Telewizja
Literacka Nagroda Nobla dla Węgra László KrasznahorkaiaWśród tegorocznych faworytów wymieniało się: australijskiego pisarza Geralda Murnane, chińską powieściopisarkę Can Xue, kanadyjską poetkę Anne Carson, a także węgierskiego autor powieści psychologicznych Pétera Nádasa. Zwyciężył jednak jego rodak – László Krasznahorkai, który także był wymieniany jako jeden z mocniejszych kandydatów. Noblista jest znany polskim czytelnikom jako autor „Szatańskiego tanga” czy „Melancholii sprzeciwu”, na kanwie której Królewski Teatr Dramatyczny w Sztokholmie właśnie wystawia sztukę. W ostatnich latach według niepisanej zasady nagradzano na przemian kobietę i mężczyznę. W poprzednich latach wśród kandydatów do Nagrody Nobla media wymieniały polską reportażystkę i pisarkę Hannę Krall. Nominacje i proces wyboru przez Komitet Noblowski Akademii Szwedzkiej pozostają tajne przez 50 lat. Czytaj również: Grizzly czy Nobel? Komitet nie mógł się skontaktować z laureatem Kategorie: Telewizja
Naukowcy mają pewność. Na łysienie pomoże... słodzikŁysienie androgenowe (AGA) to często występująca, genetycznie uwarunkowana i postępująca utrata włosów. Spowodowana jest nadmierną wrażliwością mieszków włosowych na hormony androgenowe, szczególnie dihydrotestosteron (DHT). Włosy stają się przy niej coraz cieńsze i słabsze, a czas ich wzrostu ulega skróceniu, co w efekcie prowadzi do przerzedzenia fryzury i utraty włosów. Problem dotyczy zarówno mężczyzn, u których najczęściej objawia się on cofaniem linii włosów i przerzedzeniem na szczycie głowy (tzw. «zakola» i «korona» włosów), jak i kobiet, u których występuje głównie przerzedzenie w okolicy centralnej i czołowej. Choć nie można całkowicie wyleczyć łysienia androgenowego, jego postęp mogą spowolnić leczenie farmakologiczne, odpowiednia pielęgnacja i zdrowy styl życia. Znanym od dawna lekiem na ten problem jest stosowany miejscowo minoksydyl. Jest on jednak słabo rozpuszczalny w wodzie i z trudnością przenika przez skórę. Jak wynika z nowych badań, stewiozyd – naturalny słodzik pochodzący z rośliny stewii – może poprawić wchłanianie minoksydylu przez skórę. W mysim modelu łysienia rozpuszczalny plaster ze stewiozydem i minoksydylem skutecznie stymulował mieszki włosowe do wejścia w fazę wzrostu, prowadząc do rozwoju nowych włosów. „Zastosowanie stewiozydu w celu zwiększenia wchłaniania minoksydylu stanowi obiecujący krok w kierunku skuteczniejszych i naturalnych metod leczenia wypadania włosów, potencjalnie przynoszących korzyści milionom osób na całym świecie” – powiedział współautor publikacji, dr Lifeng Kang z Uniwersytetu Sydney w Australii. Czytaj też: Odkryli, co napędza głód alkoholowy. Przełomowe badania polskich naukowców Kategorie: Telewizja
Wielki polski deweloper pokazał wyniki. Więcej umów niż rok temuGrupa Kapitałowa Murapol pokazała wyniki po trzecim kwartale 2025 r. Spółka podpisała w tym czasie 2112 umów deweloperskich i przedwstępnych wobec 2084 w analogicznym okresie rok temu. Dysponuje też bankiem ziemi pozwalającym na zbudowanie ponad 20,2 tys. mieszkań.
Kategorie: Portale
"Chodzenie po dachach, krzyki". Polityk nie wytrzymał, wyprowadza się z hotelu poselskiegoHuczne, zakrapiane imprezy w Domu Poselskim przeszkadzają niektórych posłom tak bardzo, że zdecydowali o wyprowadzce. Taką decyzję podjął ostatnio minister rolnictwa Stefan Krajewski z PSL. - Sześć lat mieszkam w hotelu sejmowym i wiele rzeczy widziałem. Ale to, co się ostatnio działo, nie jest rzeczą normalną - powiedział.
Agnieszka Maj
Kategorie: Prasa
„Edukacyjny wyścig zbrojeń”. Dzieci przez naukę nie mają tu dzieciństwaPaula Szewczyk, TVP Info: Pojechała pani do Korei w 2002 roku na studia. Jedno z pierwszych pytań przed rozpoczęciem nauki, które pani zadano: czy jest gotowa spać dwie lub trzy godziny na dobę. Traktowała je pani jako żart czy wzięła sobie do serca? Anna Sawińska: To pytanie zadał mi prezes firmy oferującej stypendium na wyjazd i naukę. Nie byłam wtedy pewna, o co chodzi, wytłumaczono nam – bo dostałam stypendium wraz z inną studentką – że jeżeli mamy nadążyć za koreańskimi studentami, będziemy musiały spać właśnie dwie, trzy godzinny dziennie. Miałam te słowa później z tyłu głowy, ale niespecjalnie się przejęłam, bo znałam podobny tryb uczenia się z Polski. Byłam też już po jednych studiach, a kierunek na koreańskim uniwersytecie był związany z poprzednim. Kiedy zaczęłyśmy naukę, okazało się, że tamto stwierdzenie było grubą przesadą. Ukończyłam dwa lata studiów w trzy semestry, bo zagadnienia nie były dla mnie zbyt trudne. Choć przyznaję, że zorientowałam się z czasem, iż żyłam w bańce. To były studia dla koreańskiej i globalnej elity, która miała później reprezentować Koreę w świecie i pracować w korporacjach międzynarodowych. I podejście do edukacji w tym elitarnym gronie było nieco inne niż powszechnie. Kadra nauczycielska również była kształcona za granicą albo pochodziła z zagranicy, choćby ze Stanów Zjednoczonych, więc nauka w tym gronie miała raczej charakter konwersatorium w zachodnim stylu. W książce pisze pani, że ten krótki sen i długi czas na naukę to nie mit, bo koreańskie dzieci spędzają ponad szesnaście godzin dziennie w szkole i w prywatnych instytucjach edukacyjnych. W Polsce wydaje się to niewyobrażalne? Wydaje się niewyobrażalne, ale faktycznie tak jest. Te szesnaście godzin dotyczy okresu, kiedy uczniowie przygotowują się do egzaminu suneung, takiej naszej matury. Przy czym w Korei dzieci uczą się do niej praktycznie całe życie, od małego. A kiedy są już licealistami, przygotowania idą naprawdę pełną parą. Jest nawet takie przeświadczenie, że jeżeli dziecko będzie spało trzy godziny, dostanie się do SKY – któregoś z trzech najlepszych uniwersytetów, tak zwanego „nieba” – to akronim od Seoul National University, Korea University i Yonsei University. Jeżeli będzie spało cztery godziny, dostanie się na uniwersytet jakikolwiek, a jeżeli pięć godzin, to niestety nie dostanie się nigdzie. To zatrważające także dlatego, że nie jest to wybór, a konieczność. Czytaj także: Specjalny prokurator zajmie się byłym prezydentem. Jego żoną też W Polsce też mamy korepetycje i coraz więcej rodziców wysyła swoje dzieci na różnego rodzaju zajęcia dodatkowe. Ale jednak to wybór, dostępna opcja. W Korei z kolei, jeżeli dzieci by się tyle nie uczyły, nie chodziły po szkole na dodatkowe lekcje do prywatnych instytucji akademickich, nie miałyby żadnych szans, żeby dobrze zdać egzamin. A tylko dwa procent dzieci z najlepszymi wynikami dostanie się do „nieba”. To ważne o tyle, że uniwersytet determinuje całe późniejsze życie. Nie chodzi o zarobki, ale status społeczny. Ktoś, kto nie posiada dyplomu dobrej uczelni – szczególnie dyplomu z tych trzech pierwszych – nie może być uważany za osobę wysoko postawioną w koreańskim społeczeństwie. Co za tym idzie, nie będzie cieszyć się szacunkiem, poważaniem, a nawet będzie miał słabe rokowania matrymonialne. Żeby pokazać, jak silna jest ta presja uczniów, zacytuję fragment pani książki, pisze młoda dziewczyna: „Każdego dnia zastanawiam się, po co muszę żyć, skoro moje wyniki nie są dobre (...). Jeśli nie mogę studiować na uniwersytecie wybranym dla mnie przez rodziców, to po co mam żyć?”. Niestety, nastolatkowie mają takie uczucia i chyba słusznie, skoro uczą się od rana do wieczora. Nie mają czasu na zabawę, nie mają czasu na socjalizację z innymi dziećmi. Tak naprawdę nie mają dzieciństwa. Całe ich życie jest kierowane i zarządzane przez rodziców. A jeżeli coś się nie udaje – bo przecież nie wszystkim może się udać, nie wszyscy mają samozaparcie czy środki finansowe, żeby wykupić dostęp do najlepszych prywatnych instytucji edukacyjnych, hagwonów – załamują się. Presja na dzieciach jest ogromna, ciągle porównują się z innymi i żyją w przeświadczeniu, że jeżeli pójdzie im źle, całe ich życie będzie przegrane. To bardzo wpływa na psychikę młodych ludzi. I niestety, potwierdzają to statystyki dotyczące samobójstw. Odsetek śmierci samobójczych wśród młodych ludzi jest w Korei Południowej naprawdę bardzo wysoki. Przypadki zdiagnozowanej depresji, różnego rodzaju lęków i zaburzeń psychicznych rosną lawinowo. Wynika to także z tego, że wcześniej nie prowadzono tego typu statystyk. Badanie stanu mentalnego dzieci, ale i dorosłych, to sfera, która w Korei dopiero się rozwija. Co nie zmienia faktu, że kłopoty psychiczne to tam coraz większy i coraz bardziej zauważalny problem. Decyzja o tym, by opuścić wraz z mężem i synem Koreę, była spowodowana właśnie tamtejszym systemem edukacji? Tak, zdecydowanie. Wysłałam syna jeszcze w Korei do żłobka i przedszkola. Byłam bardzo zadowolona, infrastruktura edukacyjna jest tam wspaniała, wszystko, co potrzebne, było na wyciągnięcie ręki. Ale już wtedy mieliśmy przedsmak tego, co może dziać się w późniejszych latach. Początkowo syn chodził do przedszkola sportowego, było fantastyczne, praktycznie cały dzień sport. W pandemii zostało ono zamknięte i musiałam go przenieść. Trafił do miejsca, w którym od rana do siedemnastej siedział w ławce. Z książkami, z ołówkiem, musiał pisać i wpatrywać się w tablicę, a w domu miał jeszcze zadania domowe do zrobienia. Pięciolatek! Czytaj także: Przełomowe odkrycie koreańskich naukowców. Tańsza energia o krok Dla mnie to był koszmar, kiedy przyjeżdżał busikiem do domu i musiałam zmuszać takiego małego dzieciaczka – który jest żwawy i chce przecież różne rzeczy robić, bawić się – żeby znów siadał do biurka i odrabiał zadania. A te nie były proste, to nie było malowanie, ale zadania pisemne, odpowiadanie na pytania. Więc gdy tylko nadarzyła się okazja, stwierdziliśmy z mężem, że musimy się przenieść, żeby nasz syn miał dzieciństwo. To musiała być dla pani trudna decyzja? Była trudna, bo uwielbiam Koreę, to wspaniały kraj. Spędziłam w nim dwadzieścia lat dorosłego życia, to był duży ból. Ciągle wracamy tam z Ethanem na dwa miesiące podczas wakacji. Ale wiem, że to była dobra decyzja, nie tylko ze względu na rygor edukacji, ale też dlatego, że cała ta nauka nakierowana jest tylko na to, by zdać egzamin. Wiedza, którą nauczyciele w hagwonach wpajają dzieciom jest zupełnie nieprzydatna. Dla mnie to nieporozumienie, uczyć się tyle, żeby tej nauki nigdy nie wykorzystać, nie wzbogacić się duchowo? Zupełnie nie miało to dla nas sensu. Czy jeśli kondycja psychiczna młodych jest coraz gorsza – oraz jak pisze pani w książce, Korea ma „jeden z najbardziej bezlitosnych systemów edukacji na świecie”, jeśli określa się go jako „stresujący, autorytarny, brutalnie konkurencyjny”, „istny edukacyjny wyścig zbrojeń” – rząd koreański pracuje nad tym, by ten system zmienić? To trudny orzech do zgryzienia, bo system edukacyjny w Korei to jednocześnie niesamowity biznes. W Korei istnieje obecnie 80 tysięcy hagwonów, a w samym Seulu jest ich trzykrotnie więcej niż sklepów typu nasza Żabka. Prywatne zajęcia prowadzone są na każdym rogu, wpływają na gospodarkę i na ekonomię Korei, bo to ogromne biznesy, także notowane na giełdzie. Druga rzecz, edukacja ta daje rezultaty, jeśli spojrzeć na 15-letnie dzieci biorące udział w największych konkursach międzynarodowych, które odnoszą tam niesamowite sukcesy. To oczywiście przykuwa uwagę innych państw do Korei w pozytywny sposób. Dlatego to sytuacja patowa, z jednej strony gospodarka, reklama na arenie międzynarodowej, z drugiej problemy społeczne, które politycy muszą jakoś rozwiązać. Czytaj także: Rakiety Korei Północnej zagrażają USA. Seul apeluje do świata Obecnie rząd koreański wydaje coraz więcej środków na różnego rodzaju programy edukacyjne, mające zapobiegać samobójstwom czy na pomoc psychologiczną dla dzieci. Nawet przy hagwonach tworzone są specjalne jednostki konsultacyjne, choć znowu, to prywatny biznes. Ale w razie potrzeby dzieci mają dokąd pójść i porozmawiać o swoich problemach. Nikt natomiast nie mówi o okrojeniu programu nauczania, jedynie o tym, by dostęp do edukacji był równy. Wcześniej klasa średnia mogła jeszcze nadążyć za „wyścigiem zbrojeń”, podstawowe wynagrodzenie wystarczało na te wszystkie dodatkowe lekcje. Teraz są to tak ogromne pieniądze, że na edukację stać już tylko ludzi bardzo zamożnych. W Korei mówi się teraz wręcz o społeczeństwie klasowym, w którym dzieci rodziców mniej majętnych nie mają szans przejść wyżej, cokolwiek by nie zrobiły. System edukacji obowiązujący w Korei ma też wpływ na relacje rodzinne. Rodzice mają pewną trudność w nawiązaniu relacji ze swoim dzieckiem, bo polega ona głównie na tym, że rodzic pyta dziecka o wyniki i całe dzieciństwo czy rozmowy z rodzicami kręcą się wokół nauki? Dobrze to pani podsumowała, całe dzieciństwo i życie rodzinne kręci się wokół edukacji. Jeśli pójdzie się do koreańskiego domu, w którym są małe dzieci, wygląda on jak szkółka. W salonie porozwieszane są różnego rodzaju tablice z koreańskim czy angielskim alfabetem, z działaniami matematycznymi, tabliczką mnożenia, tak by dziecko uczyło się od małego. Pioseneczki śpiewane kilkulatkom też są o tabliczce mnożenia, bo oczekiwanie jest takie, że dziecko idąc do pierwszej klasy, już ją musi umieć. Rodzice fiksują się na nauce, patrzą, co robią inni, są pod presją, zamartwiają się o przyszłość dzieci. Choć nie powiedziałabym, że nie ma między rodzicami a dziećmi bliskości. Ona ma po prostu troszeczkę inny wymiar. W Korei obowiązuje pewna hierarchia, dzieci są w niej nieco niżej, mają być podporządkowane rodzicom. Ci wpajają dzieciom, że chcą dla nich dobrze, że ten cały wysiłek jest dla nich, dla ich przyszłości, a skoro oni sami poświęcają na to tyle środków i starań, dobre wyniki będą też dla rodziców nagrodą. Ja nazywam to ciepłym autorytaryzmem. Zresztą to raczej relacje między dzieckiem a matką, bo to kobieta jest zazwyczaj odpowiedzialna za edukację. Mamy się naprawdę poświęcają, potrafią zrezygnować z pracy, bo dbanie o naukę dziecka to praca na pełny etat. Mamy wszystko za te dzieci robią, ale bliskość jest. Choć nie zmienia to faktu, że dopiero w 2021 roku zrezygnowano z zapisu w ustawie, które dawała rodzicowi prawo do dyscypliny dziecka w celach jego edukacji. Kary cielesne prawnie nie są dozwolone także dopiero od tego czasu. Nadal 77 procent rodziców uważa, że takiego rodzaju „dyscyplina” powinna być dostępna, właśnie „dla dobra dziecka”. Trudno było pani przekonać męża, który wyrastał w koreańskiej kulturze, że dla państwa syna będzie lepiej, jeśli nie poddacie go takiemu opresyjnemu systemowi i by kontynuował naukę w Polsce? Z tym w ogóle nie było problemu, bo każdy koreański rodzic, jeżeli miałby taką opcję, też by z niej skorzystał. To nie tak, że koreańscy rodzice uważają, że to jest dla ich dzieci dobre, przecież widzą, że są zmęczone, że są nieszczęśliwe. Wielu z nich chciałoby mieć alternatywę. Ci, którzy ją mają, tak jak my, wyjeżdżają. I to mój mąż bardziej obawiał się, jak nasz syn przejdzie przez koreański system, bo sam miał go za sobą. Część rodziców mówiło nam nawet, że zazdroszczą nam luksusu wyboru i wyjazdu. Czytaj także: Korea Południowa zakazała psiego mięsa. Psy czekają na ratunek Zresztą wiele Koreanek wyjeżdża za granicę z dziećmi, podczas gdy mężowie zostają w kraju, zarabiają. Dzieci wysyłają na przykład do Stanów Zjednoczonych, do Anglii czy na Maltę i tam je dzieci. Jeżeli odpowiednio długo zostaną za granicą, mogą wrócić do kraju i bez zdawania matury, a tylko na podstawie rozmowy kwalifikacyjnej, dostać się na uniwersytet. Jest dla takich dzieci pewna pula miejsc, by zachęcić je do powrotu z zagranicy. Gdy przyjechała pani do Korei, była „osobą znikąd”. Pisze pani w książce, że między panią a Koreańczykami nie było żadnego punktu zaczepienia i dopiero ukończenie uniwersytetu nadało pani kształt, do którego jakoś można było się odnieść. Tak było, bo Koreańczycy są bardzo hermetycznym narodem. Bardzo ciężko – mimo swojej życzliwości, gościnności – poczuć przynależność do jakiejś grupy. W Polsce podkreśla się tożsamość przez indywidualizm, tam poprzez kolektywizm. Podstawową grupą jest rodzina, potem kościół czy klub sportowy, może to być też miejsce pochodzenia, a potem właśnie szkoła. Gdy przyjeżdża obcokrajowiec, jest w kraju osobą, która nigdzie nie przynależy, nawet nie mówi tym samym językiem, zupełnie inaczej wygląda, niczego nie rozumie. W moim przypadku właśnie studia i stypendium umiejscowiły mnie na mapie Koreańczyków. Kiedy zaczęłam pracować, wszyscy pytali mnie, jaką uczelnię ukończyłam. Gdy mówiłam, że Korea University, czułam się już częścią grupy, byłam w środku. To w praktyce przekładało się na wymierne rezultaty, bo jeżeli mam szefa, który ukończył tę samą szkołę, będzie mnie promował – oczywiście jeżeli dobrze pracuję – bo z tyłu głowy ma poczucie, że coś nas łączy, że przeszliśmy to samo. Będę dzięki temu bardziej zaopiekowana, będę miała większe szanse na nowe projekty, wyjazd za granicę. To się przekłada z kolei na wynagrodzenie, możliwości awansu. I jeszcze szanse matrymonialne, ukończenie tej samej uczelni tworzy w Korei niemal więź duchową. Odczuwała pani na własnej skórze niższą pozycję kobiety w koreańskiej hierarchii, gdzie jednak mężczyźni są usytuowani wyżej? Czy jako studentka miała pani zapewnioną równość? Jako studentka nie odczuwałam żadnej różnicy. Na uczelni było ze mną bardzo dużo młodych dziewczyn, intelektualnie czasem nawet przewyższały mężczyzn. Nierówność poczułam już jednak w sferze zawodowej. Dostałam pracę w dziale, który był bardzo konserwatywny, kobiet tam właściwie nie było. Na wyższych stanowiskach moi przełożeni to byli niemal sami starsi panowie, kobiety pełniły jedynie funkcje sekretarek. Ja byłam jednak obcokrajowcem, nie liczyła się moja płeć, co pozwoliło mi bardzo dobrze w firmie funkcjonować. Nie musiałam robić kawy podczas spotkań z przedstawicielami z zagranicy, jak koleżanki-Koreanki. Ale w pewnym momencie doszłam do szklanego sufitu. Na wyższym poziomie menedżerskim, gdy dochodziło do corocznych awansów, otrzymywałam informacje, że niestety awans musi dostać kolega, bo jako mężczyzna jest głową rodziny i od niego zależy przyszłość tej rodziny, a ja mam męża i to on jest głową mojej rodziny. Tak było kilka razy. Spotykałam się też z dosadnymi komentarzami i pytaniami, dlaczego nie mam dzieci. W Korei nie ma takiej wielkiej różnicy między sferą prywatną a zawodową, szef jest niemal jak ojciec, który opiekuje się swoimi dziećmi-pracownikami i ma prawo pytać o różne rzeczy i je komentować. Z tym musiałam jakoś dawać sobie radę, ale wychodziłam zwykle obronną ręką, bo się nie obrażałam, zamieniałam to w żart. Nie była pani jedyna, która nie decydowała się na macierzyństwo. Odsetek urodzeń w Korei wynosi 0,78 dziecka na kobietę i ten wskaźnik urodzeń jest obecnie najniższy na świecie. Z jakich powodów Koreanki nie chcą rodzić dzieci? W Seulu odsetek ten jest nawet niższy, wynosi 0,59 dziecka na kobietę. Bo te coraz bardziej się emancypują, są wykształcone, nawet bardziej niż mężczyźni i coraz więcej z nich wybiera ścieżkę samorealizacji zawodowej, coraz więcej idzie za żyłką przedsiębiorczości i zakłada własne firmy. Koreanki zauważają, że mogą zrobić coś innego niż opiekować się dziećmi. Kiedyś podejście społeczeństwa i rodziców do swoich córek było zupełnie inne. Jeżeli w rodzinie był chłopiec i dziewczynka, a nie było środków finansowych na oboje, inwestowano w edukację mężczyzny. Dziewczynkę próbowano dobrze wydać za mąż. Także to, że kobiety decydowały się na samotne życie, było niedopuszczalne, rodzice sobie tego zupełnie nie wyobrażali. Teraz to się zmienia. Czytaj także: Kradzież, która skłóciła Tokio i Seul. Po latach Budda wrócił na miejsce Wiele kobiet nie chce mieć dzieci także ze względu na koszt edukacji, które rosną horrendalnie, a dzieci są też nieszczęśliwe. Koreanki już nie widzą sensu w takim sposobie funkcjonowania rodziny. Anna Sawińska – pisarka, autorka książek o Korei Południowej. Właśnie ukazała się jej najnowsza książka „Kraina jednej szansy” o koreańskim systemie edukacji. Kategorie: Telewizja
Kiedy ścinać piwonie na zimę? Jak przyciąć piwonie?Piwonie zachwycają bujnym kwitnieniem wiosną i latem, ale jesienią wymagają odpowiedniego przygotowania do zimy. Ich przycinanie nie powinno być wykonane zbyt wcześnie - trzeba poczekać na odpowiedni moment. Roślina sama podpowiada, w którym momencie jest gotowa do cięcia przed zimą. W artykule wyjaśniamy, jakie sygnały warto obserwować, by nie zaszkodzić krzewom i cieszyć się bujnym kwitnieniem w kolejnym sezonie.
Marzena Sarniewicz
Kategorie: Prasa
To jedyny podatek, na który mogą zgodzić się Polacy. Czy rząd wykorzysta to do ratowania budżetu?Wydatki na obronność w przyszłym roku mają wynieść łącznie 201 mld zł. To ponad 20 proc. łącznych wydatków budżetu państwa oraz Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych (FWSZ). Do takich sum musimy przywyknąć, będą wysokie - ostrzegają ekonomiści i rekomendują rządowi wprowadzenie nowego podatku wojennego. Na razie na 5 lat.
Kategorie: Portale
Mimo porozumienia Izraela z Hamasem, na Gazę nadal spadają bombyMohammed al-Mughayyir, urzędnik Obrony Cywilnej Gazy, poinformował, że tuż po ogłoszeniu zawarcia porozumienia, mającego na celu zakończenie walk, w enklawie odnotowano kilka izraelskich ataków, w tym „serię intensywnych ataków powietrznych” na miasto Gaza. „Od czasu ogłoszenia wczoraj wieczorem porozumienia w sprawie proponowanego zawieszenia broni w Strefie Gazy, odnotowano kilka eksplozji, zwłaszcza w rejonach północnej części Strefy” – oświadczył Al-Mughayyir, cytowany przez agencję prasową AFP. Pod wpływem działań prezydenta USA Donalda Trumpa Izrael i Hamas zgodziły się w środę wieczorem na pierwszą fazę rozejmu w Gazie. To najważniejsza część porozumienia. Palestyńczycy zgodzili się na wypuszczenie wszystkich izraelskich zakładników. Chodzi zarówno o około 20 żyjących osób, jak i około 30 ciał. W zamian Izrael ma wypuścić na wolność kilkuset palestyńskich więźniów i wycofać wojsko na „określone linie w Gazie”. Porozumienie ma wejść w życie po tym, jak formalną zgodę wyrazi na to izraelski rząd. To oznacza, że około południa polskiego czasu wojsko ma wstrzymać bombardowanie Gazy. Hamas będzie miał wtedy 72 godziny na wypuszczenie zakładników, co oznacza, że wyjdą oni na wolność prawdopodobnie w poniedziałek. Potem obie strony mają przystąpić do rozmów o kolejnych fazach rozejmu. Rozmowy będą dotyczyć między innymi rozbrojenia palestyńskich terrorystów oraz tego, kto będzie rządził Gazą, jeśli wojnę uda się zakończyć. Dwa lata temu Hamas dokonał bezprecedensowego szturmu na Izrael, co rozpoczęło obecną wojnę. Po stronie izraelskiej zginęło około 1200 osób. W Gazie z kolei życie straciło 67 tysięcy osób, z czego większość to kobiety i dzieci. Jeżeli faktycznie zapanuje pokój, Palestyńczycy staną przed ogromnym wyzwaniem odbudowania zniszczonej enklawy. Agnes Callamard, sekretarz generalna Amnesty International, oceniła, że zawieszenie broni jest „okrutnie spóźnione”, bo następuje po dwóch latach cierpień i że „nie wymaże ono wszystkiego, czego Palestyńczycy doświadczyli”. Wezwała również Izrael do natychmiastowego zakończenia blokady Gazy i umożliwienia „niezakłóconego przepływu” do miasta pomocy humanitarnej. Czytaj więcej: Lekarze Bez Granic celem izraelskiej armii. Zginęli kolejni medycy Kategorie: Telewizja
Jest porozumienie Izraela z HamasemPod wpływem prezydenta USA Donalda Trumpa Izrael i Hamas zgodziły się w środę wieczorem na pierwszą fazę rozejmu w Gazie. To najważniejsza część porozumienia. Palestyńczycy zgodzili się na wypuszczenie wszystkich izraelskich zakładników. Chodzi zarówno o około 20 żyjących osób jak i około 30 ciał. W zamian Izrael ma wypuścić na wolność kilkuset palestyńskich więźniów i wycofać wojsko na „określone linie w Gazie”.
Kategorie: Telewizja
|
Sondaże polityczneAnkietaStudio OpiniiTVN24 - wiadomości, KrajGazeta Wyborcza — kraj
wnp.pl Informacje z otoczenia przemysłu
TOK.fm - Najważniejsze informacje z Polski
TVN24 Biznes i ŚwiatPortaleTVP.Info
300polityka
Dziennik
Wirtualnemedia.pl
CzęstochowaZ serwisów lokalnych Urząd Miasta CzęstochowyPowiat CzęstochowskiDziennik Zachodni - Częstochowa
Gazeta.pl — Częstochowa
wCzestochowie.plCzęstochowa - samorząd
|
Ostatnie odpowiedzi
15 lat 15 tygodni temu
17 lat 50 tygodni temu