Aktualności

Jaka emerytura przy zarobkach 5000 brutto? Jaka będzie emerytura przy zarobkach 5000 brutto? Oto wysokość emerytury przy zarobkach 5000 brutto

Dziennik - nie., 23/03/2025 - 10:00
Wysokość emerytury zależy od wielu czynników, a nie tylko od bieżących zarobków. Choć wydaje się oczywiste, że wyższe zarobki przekładają się na wyższe składki emerytalne, a co za tym idzie, potencjalnie wyższą emeryturę, to nie jest to jedyny warunek. Co jeszcze jest brane pod uwagę? I jaką emeryturę można otrzymać przy zarobkach 5000 zł brutto? Oto szczegóły. Anna Kot
Kategorie: Prasa

Hitowy thriller SF powróci. "Jesteśmy dumni z tego genialnego serialu"

Dziennik - nie., 23/03/2025 - 10:00
Thriller science fiction "Rozdzielenie", jeden z najbardziej oryginalnych i najlepiej ocenianych seriali ostatnich lat, powróci z trzecim sezonem. Decyzja została oficjalnie ogłoszona tuż po premierze ostatniego odcinka bijącego rekordy popularności drugiego sezonu. Serial wciąż okupuje sam szczyt listy hitów. Piotr Kozłowski
Kategorie: Prasa

Przeciw rasizmowi i skrajnej prawicy. Protesty w Holandii i Francji

TVP.Info - nie., 23/03/2025 - 09:59

Jak podaje EuroNews, w sobotę na placu Dam w Amsterdamie zebrało się ponad 10 tys.osób. Demonstracja, zorganizowana przez stowarzyszenie walczące z rasizmem Comité 21 Maart, odbyła się dzień po Międzynarodowym Dniu Walki z Dyskryminacją Rasową. Został on ustanowiony w 1966 r. przez Organizację Narodów Zjednoczonych i przypada 21 marca.


Protestujący mieli transparenty z hasłami „Nigdy więcej”. Ostrzegali przed wzrostem popularności skrajnej prawicy, przypominając rozwój faszyzmu w początkach XX wieku. Demonstrujący wyrażali też swoje poparcie dla Palestyny, po tym jak Izrael niedawno wznowił walki w Strefie Gazy.


Na proteście widać było także flagi tureckie, na znak solidarności z demonstrantami w Stambule i innych miastach Turcji. Protestują oni przeciwko aresztowaniu burmistrza Stambułu Ekrema Imamoglu, głównego opozycjonisty prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana.


Protestujący wyrazili także swój sprzeciw wobec działań holenderskiego rządu, który w zeszłym roku ostro skręcił w prawo. Wówczas koalicję utworzyły cztery prawicowe partie.


- Radykalna, skrajna prawica zyskuje na popularności, a rasistowskie wypowiedzi są coraz powszechniejsze. Wiele złych rzeczy dzieje się również w Stanach Zjednoczonych – powiedziała EuroNews jedna z uczestniczek protestu.


Demonstracja w Holandii była pokojowa. Nikt nie został aresztowany.


Francuzi na ulicach


Protesty odbyły się również w całej Francji. Francuskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych oszacowało, że w ogólnokrajowych demonstracjach wzięło udział prawie 91 tys. osób, które domagały się powstrzymania rasizmu i polityki dyskryminacyjnej.


Czytaj też: Masowe protesty w Turcji. Policja użyła gazu i gumowych kul


Największy protest odbył się w Paryżu. Wzięło w nim udział ponad 21 tys. osób. Demonstranci protestowali przeciwko mowie nienawiści i sprzyjaniu ekstremizmom. Wyrazili też swój sprzeciw wobec działań partii skrajnie prawicowych. Niedawno rząd zobowiązał się do ograniczenia imigracji i wzmocnienia kontroli granicznych.


W Paryżu doszło do starć z policją. Francuskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało, że w trakcie zamieszek aresztowano dwie osoby. Trzy inne, w tym funkcjonariusz policji, zostały ranne - podaje EuroNews.


Uczestnicy protestowali też przeciw sytuacji narodu palestyńskiego. Na transparentach mieli hasła oskarżające prezydenta Francji Emmanuela Macrona o współudział w „rozwijającym się ludobójstwie”. Wiece odbyły się też w Lyonie i Tuluzie.


Międzynarodowy Dzień Walki z Dyskryminacją Rasową został ustanowiony przez ONZ dla upamiętnienia ofiar masakry w Sharpeville w Republice Południowej Afryki w 1960 r. Wówczas policja otworzyła ogień do pokojowo protestujących przeciwko apartheidowi demonstrantów. Zginęło 69 osób. Co roku 21 marca demonstracje odbywają się w miastach na całym świecie.


Czytaj też: Opozycja wzywa do wyjścia na ulice. Zatrzymano 54 osoby

Kategorie: Telewizja

Jaki piec na pellet do domu 120 m² - ile kW? Cena? Jaki piec na pellet jest najlepszy?

Dziennik - nie., 23/03/2025 - 09:54
Wybór odpowiedniego kotła na pellet do domu o powierzchni 100, 120 czy 150 m² to wyzwanie. Decyzja zależy od kilku kluczowych czynników, tj. m.in.: izolacja budynku, rodzaj instalacji grzewczej oraz indywidualne potrzeby mieszkańców. Zatem, jak dobrać moc kotła na pellet do powierzchni budynku? Ile kosztuje kocioł na pellet do domu 120 m²? Marzena Sarniewicz
Kategorie: Prasa

„Szczepienia padły ofiarą własnego sukcesu”. Profesor pediatrii obala mity

TVP.Info - nie., 23/03/2025 - 09:43

Adrian Koliński: Czy pojawienie się błonicy to będzie jednorazowy przypadek, czy mogą być poważniejsze konsekwencje? 


Prof. Maria Pokorska-Śpiewak: Myślę, że akurat w tym przypadku ograniczy się do tych dwóch pacjentów, dlatego że prawidłowo zadziałały służby sanitarne, zostały zbadane rzeczywiste kontakty i poddano je obserwacji. Musimy jednak spojrzeć na tę sprawę z szerszej perspektywy, bo skoro to dziecko było nieszczepione i funkcjonowało do tej pory w naszej populacji, gdzie tych zakażeń nie mamy, to tak naprawdę było chronione nie przez własną odporność, tylko przez to, że nie miało kontaktu z takim drobnoustrojem. I w sytuacji, kiedy to dziecko pojechało do innego kraju kompletnie niezabezpieczone – bo skoro nie miało podstawowych szczepień, to pewnie nie zrobiono też tych dodatkowych – to się niestety zakaziło. I potem niestety stanowi ryzyko dla innych osób nieszczepionych, które są w jego otoczeniu. Więc ja bym się może nie bała tyle, że z tego ogniska ktoś dalej się zakazi, ale boję się analogicznych sytuacji.


Na przykład?


W mojej klinice w ostatnich miesiącach, czyli w okresie ferii świątecznych, długich weekendów czy ferii zimowych, mamy dziesiątki czy nawet setki pacjentów, którzy wracają z tropików, dokąd wyjechali kompletnie niezabezpieczeni. Czyli skoro to jedno dziecko coś przywiozło, to następni też mogą przywieźć. Mam nadzieję, że to będzie taka nauczka i bardzo dobrze, żeby takie przypadki były nagłośniane. Mimo że są tragiczne i dla tych rodziców jest to dramatyczna sytuacja. Nikt nie chciałby, żeby jego dziecko było w ciężkim stanie na OIOM-ie i to jeszcze z powodu choroby, przeciwko której mogło być zabezpieczone i nie zachorować, albo przejść ją łagodnie. Mam jednak nadzieję, że inni na tej podstawie wyciągną wnioski i nie będą już wyjeżdżać z niezabezpieczonym dzieckiem do krajów tropikalnych. 


Jako człowiek urodzony pod koniec lat 80, pierwszy raz usłyszałem o przypadku błonicy. 


No właśnie. Ja błonicy nie widziałam. Kilka miesięcy temu mieliśmy przypadek niezaszczepionego dziecka uchodźców z podejrzeniem błonicy, z bardzo silnym zapalenie gardła. I pamiętam, że przebiegłam się po szpitalu szukać najbardziej doświadczonych lekarzy, żeby zobaczyli tego pacjenta. I ci najstarsi lekarze też nie widzieli błonicy. Mówili, że ich nauczyciele mieli z nią styczność i przekazywali im wiedzę teoretyczną. Skoro nie widziałam tej choroby, to jest ryzyko, że jej nie rozpoznam. Bo jak już wiemy, z czym mamy do czynienia, to nie ma problemu, bo możemy wdrożyć leczenie. Naprawdę wolałabym nie widzieć chorób zakaźnych, które można by wyeliminować drogą szczepień. Teraz mamy ognisko odry pod Warszawą i trafiają do nas kolejne nieszczepione dzieci. 


W ostatnich latach mamy wysyp ruchów antyszczepionkowych. Jak przekonać tych ludzi, że szczepienia są ważne?


Tych, którzy uważają szczepionki za całe zło, nie przekonamy. Mogliby zdać sobie sprawę z powagi sytuacji tylko wtedy, gdyby na własnej skórze przekonali się o tym, że istnieje realne zagrożenie. A są takie przypadki. Jeżeli przychodzą do nas pacjenci na profilaktykę poekspozycyjną, np. tężca, bo nieszczepione dziecko spadło z huśtawki i sobie zdarło kolano, albo się gdzieś zraniło, co się dzieciom przecież zdarza, albo zostało pogryzione przez zwierzę i trzeba dać im profilaktykę wścieklizny, to my wtedy antyszczepionkowców już nie mamy. Oni się wtedy wszyscy bardzo chętnie szczepią, bo się po prostu boją. Natomiast jest jeszcze szara strefa osób, które nie mają jakichś bardzo twardych przekonań, tylko trochę im z tymi szczepieniami jest nie po drodze. Czyli to są ci ludzie, z którymi my mamy szansę porozmawiać i w jakiś sposób ich przekonać. Ale muszę zaznaczyć, że jestem przeciwna paternalistycznemu podejściu, że „ja wiem lepiej, a wy się nie znacie”. Naprawdę rozumiem pewne obawy i jestem przekonana, że osoby, które nie szczepią swoich dzieci, nie chcą im zrobić krzywdy. Wręcz przeciwnie. Wierzą w swoje przekonania i uważają, że w ten sposób chronią swoje dzieci. 


Ludzie boją się niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP). 


Każdy się boi. Nie ma żadnej interwencji medycznej czy żadnego preparatu farmaceutycznego, który jest pozbawiony działań niepożądanych. I tak samo jest ze szczepieniami. Jeżeli ktoś warunkuje zaszczepienie dziecka od tego, że lekarz obieca mu, że na pewno działanie niepożądane nie wystąpi, to żaden lekarz się pod tym nie podpisze. Tylko my też wiemy, że ryzyko ciężkiego działania niepożądanego vs. ryzyko zachorowania jest nieporównywalne. Zawsze mówię: okej, wystąpił jakiś odczyn poszczepienny, bo jest obrzęk, bo jest jakiś wielki rumień, bo dziecko gorączkowało. Tylko jak to dziecko by zareagowało na cały drobnoustrój, w żaden sposób nieosłabiony, skoro tak reaguje na pojedyncze antygeny czy jakieś pojedyncze cząsteczki tego drobnoustroju? Więc to też jest argument, że jeżeli tak źle reagujemy na szczepienie, to jak byśmy zareagowali na takiego prawdziwego, naturalnego wirusa czy bakterię?

Czytaj też: Odra znów atakuje. Najwięcej zakażeń od 25 lat

Z drugiej strony szczepienia są najlepiej przebadanymi substancjami na rynku farmaceutycznym. Po pierwsze, podawane są masowo zdrowym ludziom, czyli my nie możemy spowodować, że ich stan zdrowia się przez szczepienia pogorszy. Podawane są populacjom wrażliwym, czyli dzieciom, kobietom ciężarnym, osobom starszym. I my nie możemy im w żaden sposób tak globalnie zaszkodzić. Trzeba też jasno powiedzieć, że żadna firma farmaceutyczna nie jest organizacją charytatywną. To jest biznes. Tylko że jeżeli założymy, że wyprodukowanie każdej szczepionki, tak od zera do wypuszczenia jej na rynek, to są miliardy dolarów, to nikt nie pozwoli sobie na to, żeby wypuścić coś, co jest niesprawdzone, szkodliwe, czy ma nieudowodnione działanie. Wtedy to będzie oznaczało koniec takiego biznesu. Więc nawet patrząc z tego punktu widzenia, nie ma co się doszukiwać, że to jest coś podejrzanego.


Antyszczepionkowcy mówią, że lekarze są opłacani przez firmy farmaceutyczne, żeby tak mówili.


I niby z tego żyjemy? Trudno o większą bzdurę. Ale clou sprawy jest jedno: szczepienia padły ofiarą swojego własnego sukcesu. Bo my, żyjąc dzisiaj, nie pamiętamy czasów, które były przed szczepieniami, czyli lat 50. czy początku lat 60 XX wieku. Wtedy niemal w każdej rodzinie było dziecko, które zmarło z powodu choroby zakaźnej. Czyli każdy widział konsekwencje tych chorób. Widział, jakie są straszne. Nazywamy je chorobami wieku dziecięcego, czyli czymś, co niby powinno się przechorować, żeby wytworzyć sobie naturalną odporność, ale wtedy było to wielkim zagrożeniem. Gdy wprowadzono szczepienia, poddali się im wszyscy. I wówczas nie było antyszczepionkowców, bo wiedziano, że to jedyny ratunek. To była jedyna szansa, żeby po urodzeniu np. trojga dzieci, wszystkie dożyły wieku dorosłego. Bo wcześniej było tak, że trzeba było urodzić sześcioro czy siedmioro dzieci, żeby ta trójka dożyła dorosłości. Dzisiaj sytuacja jest taka, że dzięki szczepieniom nie widzimy ciężko przechodzonych chorób zakaźnych i wydaje nam się, że ryzyko choroby jest dużo mniejsze niż ryzyko działań niepożądanych po szczepieniu. 


Szczepionki powodują autyzm – to częsty argument ludzi, którzy nie szczepią swoich dzieci. Skąd to się wzięło?


Pod koniec lat 90. pojawiła się publikacja, która była wątpliwa metodologicznie. Pan doktor Wakefield opublikował wraz z 12 innymi naukowcami serię przypadków 12 dzieci, które jakoby szczepione przeciwko odrze, potem rozwinęły objawy ze spektrum autyzmu. Wymyślił teorię, że po szczepieniu miałoby się tworzyć jakieś potencjalne białko, które potem uszkadza mózg. Gdy okazało się, że te założenia są błędne, większość współautorów wycofała się, bo nie chcieli firmować tych publikacji swoim nazwiskiem. I ogólnie ta praca ma status „retracted”, czyli jest wycofana z obiegu, bo nie jest to materiał, na podstawie którego my możemy wyciągać jakiekolwiek wnioski przyczynowo-skutkowe. Natomiast dziś mamy wielkie metaanalizy na milionach zaszczepionych pacjentów, które w sposób metodologicznie już właściwy – pozwalający na stawianie wniosków – pokazały, że zaburzenia ze spektrum autyzmu nie są konsekwencją jakiegokolwiek szczepienia, a w szczególności nie wynikają ze szczepienia przeciwko odrze, śwince i różyczce, a właśnie o tym postulował pan doktor Wakefield w tej wycofanej pracy. 


W dzisiejszych czasach wnioski przyczynowo-skutkowe, czyli taki ciąg logiczny, możemy wyciągać wyłącznie na podstawie właściwie zaplanowanych i właściwie metodologicznie przeprowadzonych badań klinicznych. Na tym opiera się to, co nazywamy EBM, czyli Evidence Based Medicine. Coś, co jest dla nas wiarygodną wiedzą medyczną. Dzisiaj wiemy, że nie możemy wyciągać wniosków na podstawie pojedynczych opisów przypadków. To, że coś się jednemu pacjentowi stało, to oczywiście jest dla nas jakiś sygnał, może taki przyczynek do zaplanowania badania klinicznego, ale na tej podstawie nie możemy wyciągać wniosków przyczynowo-skutkowych. Dziś jest to oczywiste.

Czytaj też: Obowiązkowe szczepienia dzieci. GIS zapowiedział kontrole


Podam argument antyszczepionkowców: To dlaczego jest więcej przypadków autyzmu?


Może dlatego, że lepiej diagnozujemy. Jesteśmy też bardziej wyczuleni. Większość dzieci jest zaszczepiona. Ale też większość dzieci, które mają rozpoznany autyzm, też np. pije mleko, albo je chleb. I nikt nie powie, że to od mleka albo chleba, ale od szczepionek już tak. Więc z pełną odpowiedzialnością, na podstawie dzisiejszej wiedzy, mogę powiedzieć, że absolutnie szczepienia nie prowadzą do zaburzeń ze spektrum autyzmu. 


Mówiła pani, że szczepionki są przebadane, zanim trafią na rynek. A co ze szczepionkami na COVID, które zostały stworzone błyskawicznie?


Pamiętam zapowiedzi z początku pandemii ówczesnego ministra zdrowia, który powiedział na początku 2020 roku, że do końca roku będą szczepionki. Absolutnie w to nie wierzyłam. I odszczekałam to 28 grudnia, kiedy sama zostałam zaszczepiona. Pamiętam, jakie to było dla nas szczęście i szansa na powrót do względnej normalności oraz wiara w to, że w końcu będziemy mogli normalnie funkcjonować.


Nie było obaw, że z tymi szczepionkami coś jest nie tak? Że zostały zrobione za szybko?


Nie było. Co więcej, nasz szpital na początku pandemii został przeformatowany i leczyliśmy tylko przypadki covidowe, dlatego też jako jedni z pierwszych dostaliśmy szczepionki. Wiadomo było, że pewnie starczy ich na początek dla pracowników, którzy oczywiście byli pierwsi do zaszczepienia, ale że być może będzie też możliwość zaszczepienia kogoś z rodzin. Wszyscy walczyliśmy o to, żeby nasi dziadkowie i rodzice zostali zaszczepieni. I myślę, że to jest najlepszy dowód na to, że my się nie baliśmy. Wręcz przeciwnie. 


Natomiast rzeczywiście to było dziwne, bo w każdym przypadku, zanim szczepionka wejdzie na rynek, poprzedzone jest to wieloma latami pracy. Badania kliniczne trwają bardzo długo. Szczepionki mRNA to nie są takie szczepionki, do których my jesteśmy przyzwyczajeni, które wcześniej w innych chorobach stosowaliśmy, ale cała ta technologia była obmyślona już wcześniej. Czyli nie trzeba było tego wymyślać od zera, tylko dopasować do tego, czego potrzebowaliśmy w tamtym momencie. Więc mieliśmy tę technologię, trzeba było to dostosować do tego wirusa. No i kolejna rzecz: zostały znacznie przyspieszone – i to była główna różnica – kwestie proceduralne. One zostały na potrzeby pandemiczne bardzo skrócone, te decyzje były podejmowane szybko, tak trochę ad hoc, ale uważam, że wciąż z zachowaniem bezpieczeństwa.


Byliśmy królikami doświadczalnymi?


Wielu antyszczepionkowców się burzyło, bo powiedziano, że teraz rozpoczyna się czwarta faza badań klinicznych, czyli obserwacja tego, co się dzieje po wprowadzeniu szczepionek na rynek. Tylko że jest to normalna procedura. Szczepionka jest przebadana na potrzeby jej rejestracji, wchodzi na rynek i my dalej obserwujemy, co się dzieje, zbierając NOP-y. Lekarz ma obowiązek zgłaszania niepożądanych odczynów poszczepiennych po to, że jeżeli by się okazało, że wszyscy pacjenci, czy duża grupa pacjentów szczepionych ma jakiś określony objaw, który nie wyszedł w badaniach przedrejestracyjnych, to mamy powód do niepokoju. I była taka sytuacja. Nie w Polsce, ale na rynku amerykańskim. Szczepionka przeciwko rotawirusom przeszła świetnie badania przedrejestracyjne, weszła na rynek, zaczęto szczepić duże liczby dzieci i okazało się, że one mają zwiększone ryzyko wgłobienia jelit, czyli takiej choroby, która może wymagać operacji. Co zrobiono? Wyciągnięto wnioski. Wycofano tę szczepionkę z rynku, a dzisiejsze szczepionki przeciwko rotawirusom w ogóle dla tej grupy wiekowej, gdzie to ryzyko wgłobienia jelit jest wyższe, nie są rejestrowane. Więc w przypadku szczepionek na COVID dobrze się stało, że udało się to przyspieszyć, bo gdyby nie szczepienia, to przez kolejna lata byśmy tkwili w tym lockdownie i skończyłoby się to dramatycznie. 

Czytaj też: Nowoczesny sprzęt w służbie pacjentom. „Robotyka wraca do kardiochirurgów”

Czy w środowisku lekarskim są sceptycy szczepień?


Myślę, że jak w każdym. To nie jest tak, że lekarze są środowiskiem wybranym. Nas nikt nie weryfikuje podczas studiów czy przed wręczeniem dyplomu pod kątem wartości etycznych. Natomiast z pewnością mamy dużo większy dostęp do wiedzy naukowej. Swoją drogą to niebywałe, że żyjemy w czasach, w których dostęp do wiedzy jest prosty jak nigdy dotąd, a jednocześnie nigdy nie było takiego zwątpienia w zdobycze nauki. Widocznie wierzymy w nasze przekonania, a nie w wiedzę. I może to też dotyczyć lekarzy. Oczywiście to jest marginalny problem i na pewno wśród rodzin lekarskich ten odsetek nieszczepionych dzieci jest dużo mniejszy.


Bardzo rzadko, ale zdarzają się przypadki, że lekarze wystawiają dzieciom przeciwwskazania do szczepień np. na trzy lata. Oczywiście są dzieci, które mają przeciwwskazania do szczepień, ale jeśli nagle okazuje się, że te przeciwwskazania dotyczą wszystkich szczepień, a dziecko nie ma ciężkiego niedoboru odporności, to jest podejrzane. Na szczęście środowisko lekarskie jest wyczulone na takie sytuacje i staramy się zgłaszać je do rzecznika odpowiedzialności zawodowej, żeby to zweryfikować. Bywa, że lekarze mają zawieszone prawo wykonywania zawodu. 


Jest pani za karaniem ludzi, którzy nie szczepią swoich dzieci? 


Nie jestem zwolenniczką żadnych kar! Uważam, że tu powinna być wyłącznie marchewka, czyli zachęcanie do szczepień, bo jeżeli karzemy, to zawsze ma to negatywne konotacje. Teraz pojawiają się takie głosy, że rodzice tego dziecka z błonicą powinni zostać ukarani za to, że go nie zaszczepili. Jako matka jestem absolutnie przekonana, że ci rodzice już dostali największą karę, jaką mogli. Nie jestem zwolenniczką karania, ale jednocześnie jestem za przywilejami dla osób, które właściwie wypełniają te obowiązki. Czyli niech te dzieci mają pierwszeństwo w rekrutacji do żłobka czy przedszkola. Mamy też 800 plus i ostatnio myślałam, czy to wsparcie nie powinno być wypłacane w zależności od tego, czy dziecko jest właściwie wyszczepione. Ale przede wszystkim jestem zwolenniczką tego, żebyśmy edukowali, bo uważam, że jeżeli rodzic zrozumie, o co chodzi w szczepieniach, to podejmie właściwą decyzję. Bo w większości przypadków jak rozmawiam z rodzicami dziecka nieszczepionego, to nie mówią mi, że są antyszczepionkowcami i koniec. To są marginalne sytuacje. Zazwyczaj słyszmy, że tak wyszło albo nie było czasu, albo dziecko cały czas choruje. Ludzie szukają różnych wymówek. Rodzic ma prawo mieć wątpliwości. Ja to absolutnie rozumiem, bo chcemy dla dziecka tego, co najlepsze. 


Mamy obowiązkowe szczepionki, a co z tymi nieobowiązkowymi? Np. na ospę. Sam nie szczepiłem dzieci na ospę, bo panuje przekonanie, że jak same przejdą chorobę, to będą miały naturalną odporność. 


To jest bardzo dobre pytanie, bo mamy szczepienia obowiązkowe, które państwo nam finansuje i szczepienia zalecane, za które musimy zapłacić, ale informacja o nich musi dojść do rodziców. I to nie jest tak, że te szczepienia, które są w grupie tylko szczepionek zalecanych, na przykład przeciwko meningokokom, nie są groźne, bo to jest dramatyczna choroba, która prowadzi nawet do śmierci. Natomiast jeżeli chodzi o ospę wietrzną, to jest choroba absolutnie nieprzewidywalna. I nigdy nie możemy powiedzieć, kto jak będzie chorował. Oczywiście 90 proc. zachoruje łagodnie, ale 10 proc. przejdzie ją ciężko. Co roku mamy w Polsce przypadki kiedy ktoś umiera na ospę wietrzną. Ale na przykład dla dzieci żłobkowych jest to szczepienie bezpłatne i obowiązkowe. I bardzo się denerwuję, kiedy dziecko w wieku żłobkowym jest hospitalizowane ze względu na ciężkie powikłania ospy wiecznej. Nie rozumiem, dlaczego ono nie zostało zaszczepione. Nie rozumiem też nieszczepienia dzieci przedszkolnych. Powiem szczerze, że chyba najciężsi pacjenci, jakich leczymy w szpitalu zakaźnym, to są ciężkie powikłania ospy wietrznej. Widziałam dzieci, wcześniej zupełnie zdrowe, które zachorowały na ospę i potem zmarły mimo najlepszych wysiłków. Po pierwsze, istnieje ryzyko powikłań bakteryjnych, do sepsy włącznie, a po drugie jest to wirus, który ma powinowactwo do układu nerwowego nerwowych i może spowodować na przykład zapalenie mózgu. Ktoś powie, że jeżeli 90 proc. choruje łagodnie, to jest małe ryzyko. Ale jeżeli w Polsce mamy rocznie 150-200 tysięcy przypadków ospy, to te 10 proc. to są tysiące ludzi, którzy zachorują ciężko i o których życie będziemy walczyć. Więc zawsze, jeżeli jest możliwość szczepienia, trzeba z tej możliwości skorzystać. Pamiętając też o bardzo ważnej rzeczy: szczepienia nie są do końca po to, żeby w 100 procentach wszystkich zabezpieczyć. Bo żadne szczepienie nie ma 100 procent skuteczności. Ale chodzi o to, że nawet jeżeli zachorujemy, to żeby ten przebieg był łagodny i nie prowadził do powikłań. 


Kolega, który w zeszłym roku ciężko przeszedł krztusiec, prosił, żebym zapytał, co ze szczepieniem dorosłych?


Bardzo dobrze, że dotykamy tego tematu, bo to jest szalenie istotne. Zachorowalność na krztusiec w zeszłym roku zwiększyła się nam w stosunku do roku poprzedniego 35-krotnie! W 2023 było niespełna tysiąc przypadków, a w zeszłym roku zgłoszonych 35 tysięcy. Ogromna różnica. Dlaczego tak się dzieje? Są różne głosy, ale główną przyczyną jest nieszczepienie. Raz – dzieci, a dwa – dorosłych. Bo odporność na niektóre choroby wygasa z czasem. I na przykład mamy jasne zalecenie co do błonicy, tężca i krztuśca. Te trzy choroby są zawarte w jednej szczepionce. Skoro nam się tak strasznie popsuła sytuacja epidemiologiczna krztuśca, no to powinniśmy zacząć się szczepić. I wtedy by nie było też błonicy. Więc tu trzeba pamiętać, że dorosła osoba ma się doszczepiać co 10 lat. To jest koszt 250, może 300 złotych. Chyba każdy jest w stanie to zrobić. Tym bardziej, że Ministerstwo Zdrowia podejmuje pewne kroki, żeby dostęp do szczepień był łatwiejszy. Od 1 kwietnia będzie opcja bezpłatnego szczepienia seniorów przeciwko półpaścowi czy RSV, czyli kolejnemu takiemu wirusowi, który jest niebezpieczny dla dróg oddechowych. No i mamy dla nich już od dłuższego czasu bezpłatne szczepienia przeciwko grypie. Kolejna grupa: ciężarne. Też w końcu mamy sytuację, że mają w tej chwili bezpłatne szczepienie przeciwko krztuścowi i grypie, co jest niesłychanie ważne. One też będą miały bezpłatne szczepienia przeciwko RSV od 1 kwietnia. Czyli odpada nam finansowa wymówka, bo nie da się ukryć, że są to drogie szczepionki. I absolutnie uważam, że to, że mamy więcej krztuśca, to jest pokłosie głównie tego, że nie szczepią się osoby dorosłe.


Jakby przekonała pani osoby, które nie chcą szczepić swoich dzieci?


Prawdziwa troska o swoje dziecko to wykorzystywanie takich zdobyczy nauki jak szczepienia. Tak, żebyśmy nie cofnęli się o 50 czy 70 lat. Bo jeśli chodzi o krztuśca, to w tej chwili cofnęliśmy się do lat 70. poprzedniego stulecia. Od tamtego czasu nie mieliśmy tylu przypadków, co teraz. 


Na Ukrainie szczepienia na krztusiec nie są obowiązkowe, a nie ma co ukrywać, że w czasie wojny mamy dużą grupę uchodźców. To może mieć znaczenie?


W jakimś stopniu tak, ale nawet jeżeli przyjeżdżają do nas osoby z innych krajów, które są niezaszczepione i przywożą tę chorobę, to będzie się ona szerzyła tylko wśród niezaszczepionych osób. Więc jeśli będziemy mieć wyszczepioną populację, takie choroby nie będą nam zagrażać. Oczywiście są też osoby, które mają prawdziwe przeciwwskazania do szczepień, dlatego powinny być otoczone wianuszkiem osób, które są uodpornione. Wtedy nie dojdzie do szerzenia się choroby. Natomiast jeżeli się okaże, że mamy całe łańcuchy takich osób, które są wrażliwe na zakażenie, to niestety te choroby będą się szerzyły. Dlatego tak ważne jest szczepienie dzieci. A sytuacja jest taka, że w 2023, bo nie znam jeszcze danych za 2024 rok, nie zostało zaszczepionych decyzją rodziców prawie 90 tysięcy dzieci w Polsce. A rocznie rodzi nam się w tej chwili 260 tysięcy. To jest jedna trzecia. Oczywiście spłaszczam to, bo te nieszczepienia dotyczą różnych roczników, niemniej jednak szczepienia są najbardziej intensywne w pierwszym roku życia. Czyli zaraz się okaże, że my w ogóle nigdzie nie mamy odporności zbiorowej, czyli tej, która hamuje rozprzestrzenianie się chorób. A my, lekarze, naprawdę mamy co robić. Są takie choroby, przeciwko którym nie ma szczepień i musimy się z nimi mierzyć, więc wolelibyśmy nie zajmować się błonicą, odrą czy krztuścem.

Czytaj też: Pięć lat od pandemii. Tak COVID-19 zmienił nasz świat


Kategorie: Telewizja

Majątek prokurator Wrzosek. Sprawdzili jej oświadczenia

Dziennik - nie., 23/03/2025 - 09:42
Prokuratora Ewa Wrzosek znalazła się w centrum uwagi mediów w związku ze śmiercią Barbary Skrzypek, wieloletniej współpracowniczki prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Dziennikarze opisali jej majątek na podstawie składanego co roku oświadczenia majątkowego. Ile zarabia prokurator? Jakie ma nieruchomości? Agnieszka Maj
Kategorie: Prasa

Dopłata do czynszu. Do spełnienia trzy warunki

TVN24 Biznes i Świat - nie., 23/03/2025 - 09:40
Osoby borykające się z problemami finansowymi mogą ubiegać się o dodatek mieszkaniowy. Jest to świadczenie pieniężne, przeznaczone na utrzymanie posiadanego lub wynajmowanego mieszkania czy domu jednorodzinnego. Aby je otrzymać, należy spełnić trzy podstawowe warunki. Wyjaśniamy jakie.
Kategorie: Telewizja

Nazywali ją „ciocią Anią” albo „mamuśką”. Anna Seniuk o słynnych rolach

TVP.Info - nie., 23/03/2025 - 09:32

Anna Seniuk to aktorka teatralna i filmowa, profesor Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Publiczności najbardziej znana jest z roli Magdy Karwowskiej w serialu „Czterdziestolatek”. Anna Seniuk przyznaje, że granie w tym serialu to było jej „szczęście zawodowe”, które sprawiło, że jest „bardzo usatysfakcjonowana”.


– Ja się bardzo cieszę. On (serial) ciągle żyje, ciągle jest powtarzany na różnych kanałach. Jak jeszcze miałam szansę rozmawiać z (reżyserem Jerzym) Gruzą, to ustaliliśmy, że to jest właściwie taki dokument epoki. Jak się te buldożery wgryzały w ziemię, rozkopany Dworzec Centralny... W autentycznych pejzażach kręciliśmy. No i te dialogi... Jakiś młody człowiek pyta: „Dlaczego tam mówicie, że musicie załatwić? Nie można było po prostu kupić?” – śmieje się aktorka.


Przyznała jednak, że nie zawsze miała tak entuzjastyczny stosunek do serialu.


– Zgadaliśmy się z Januszem Gajosem, który też walczył z postacią, w którą wszedł i grał w serialu (chodzi o Janka Kosa w „Czterech pancernych i psie” - red.). To wymagało dużo odwagi i determinacji. Po serialu „Czterdziestolatek” miałam dużo bardzo podobnych propozycji – współczesnych kobiet, ciotek, mam. Przykro mi, ale odmówiłam (Stanisławowi) Barei, bo stwierdziłam, że to będzie bardzo podobna postać i chciałam się wyrwać z „Czterdziestolatka” – powiedziała aktorka.


„Irena Kwiatkowska była wspaniała”


Dodała, że nadal kojarzy się z Karwowską, a na spotkaniach zdarza się, że jest przedstawiana jako „Madzia Seniuk”. Zdaniem Seniuk, widzowie pokochali wszystkie postacie z serialu, bo „wszyscy byli sympatyczni mimo swoich wad”.


– Mieli ciepło. Tak był wymyślony ten serial. Ona (Madzia Karwowska) była naiwna dosyć, już nie mówiąc o nim (inżynier Stefan Karwowski), który był prostolinijny i wspaniały, też wzruszający. Teraz, po latach, jak oglądam, to myślę sobie: „Boże, ja z takimi wspaniałymi aktorami grałam! Nawet nie wiedziałam o tym, że oni są tacy piękni, tacy wspaniali!” - stwierdziła.


Seniuk przyznała też, że granie z Ireną Kwiatkowską to było „cudowne przeżycie”. Aktorka stworzyła niezapomnianą postać „kobiety pracującej” w „Czterdziestolatku”.

 

Miałam zaszczyt grania z panią Ireną nie raz i to było cudowne przeżycie. Była wspaniała. Wspaniale przygotowana. Zawsze pamiętała wszystko. Pamiętam, że kiedyś na początku, kiedy jeszcze miałam tremę, zapomniałam tekstu i ona powiedziała: „Mówisz to i to”. Znała mój tekst i swój tekst. Czego się nauczyłam od niej? Obserwowałam, jak cudownie pointuje, jak nie szarżuje w swoim graniu, jest naturalna, chociaż to była prawie groteskowa postać, prawda? Kiedy graliśmy w Kabarecie „Dudek”, pani Irena mówi: „Chodź, przepytasz mnie”. Brałam ten tekst i mówi mi: „Powiedz mi, czy dobrze?” Mówię: „Pani Ireno, przecież jest cudownie”. A ona: „Nie, im starsza, muszę być coraz lepsza”. Nie byłam, żeby ona chwilę siedziała, czekała na swoje wejście. Zawsze była z tekstem, zawsze sobie powtarzała albo brała kolegów, którzy byli wolni, żeby ją przepytywali – opowiada aktorka.


Czytaj także: „Grożą, szczują psami”. Maja Ostaszewska o sytuacji na granicy z Białorusią

Spotkanie z Wajdą


Anna Seniuk przyznała, że kiedy próbowała odejść od postaci Madzi Karwowskiej, miała prawie dwuletni przestój, bo odmawiała podobnych ról. Przełom nastąpił, kiedy zagrała w „Bilecie powrotnym” kobietę, która traci wszystko z miłości do syna.


– Trudno mnie zidentyfikować jako Madzię w tej postaci, Po tym filmie zadzwonił do mnie po raz pierwszy Andrzej Wajda. Zawsze osobiście dzwonił do aktorów, z którymi chciał pracować. O mało nie zemdlałam. Powiedział, że mu się bardzo podobał „Bilet powrotny”, dużo pięknych słów. „Chciałbym, żeby pani się zgodziła zagrać u mnie w Pannach z Wilka”. Ile trzeba mieć wyobraźni, żeby sobie mnie wyobrazić panią z dworku po „Bilecie powrotnym”! Zawsze, ile razy się spotykaliśmy, mówił, zresztą publicznie też, że scena, którą kręciłyśmy z Mają Komorowską na końcu, to jest najlepsza scena, jaką udało mu się nakręcić w filmie…- relacjonuje aktorka.


Dodała, że było to miłe, chociaż – jej zdaniem – Wajda przesadził. Mariusz Szczygieł przyznał, że w filmie „Panny z Wilka” aktorka zagrała ucieleśnienie seksapilu.


Wajda nigdy nie rozmawiał długo z nami na temat (roli). W jednym zdaniu tylko mówił, że to trzeba i tak dalej. Kiedy była rozmowa na temat mojej postaci, mówi: „Chciałbym, żeby Julcia była motylem”. I to mi dało dużo do myślenia, ponieważ ja byłam wtedy puszysta, taka troszeczkę matka dwójki dzieci. Chodziło mu o to, żeby wewnątrz ona by była motylem, który chciał wzlecieć, ale jakoś nie mógł – opowiada Seniuk.


„Nie jestem zawistna”


Dziennikarz stwierdził, że Anna Seniuk nie jest osobą zawistną, a studenci szkoły teatralnej nazywali ją nawet „ciocią Anią”.


– Albo Mamuśką. (śmiech). Nie jestem zawistna. Tak się utarło, że w teatrze pod kimś dołki się kopie, są zawiści, jakieś przepychanki. Ja z czymś takim się nie spotkałam, więc nie miałam żadnego powodu być zawistną. Muszę powiedzieć, że moja droga w teatrze była normalna, nie oczekiwałam niczego więcej niż dostałam, a dostałam bardzo dużo – przyznała.


Czy nie była zawistna, bo odnosiła sukcesy w zawodzie?


Nie zawsze odnosiłam sukcesy. O sukcesach się mówi przy takich spotkaniach jak dzisiaj, nie mówi się o klęskach, bardzo rzadko się je wspomina, ukrywa się. Były klęski, niepowodzenia, ale muszę powiedzieć, że w teatrze byłam pod kloszem, opiekowali się mną. Bardzo byliśmy zżyci, to była naprawdę rodzina – podsumowała.


Czytaj także: „Pracoholizm to mój nałóg”. Celińska o życiu i postanowieniach

Kategorie: Telewizja

Kolejny krok do rozejmu. USA i Ukraina negocjują w Arabii Saudyjskiej

TVP.Info - nie., 23/03/2025 - 09:25

Kilka dni wcześniej, 18 i 19 marca, prezydent USA Donald Trump rozmawiał przez telefon z rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem i prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Po tych rozmowach Biały Dom podał, że kolejna runda negocjacji w sprawie zawieszenia broni w Ukrainie odbędzie się w nadchodzących dniach w stolicy Arabii Saudyjskiej, Rijadzie. Początkowo informowano, że do spotkania delegacji USA z Ukrainą i – oddzielnie – z Rosją dojdzie w poniedziałek. W sobotę wieczorem Zełenski zapowiedział jednak, że rozmowy USA i Ukrainy odbędą się już w niedzielę.


Jak przyznał wysoko postawiony urzędnik ukraiński cytowany przez agencję AFP, Ukraina oczekuje po rozmowach w Rijadzie porozumienia co najmniej w sprawie częściowego rozejmu dotyczącego energetyki, infrastruktury cywilnej i zapewnienia swobodnej żeglugi na Morzu Czarnym.


Ukraińcy jadą do Rijadu ze „spisem obiektów”


Szefem ukraińskiej delegacji na rozmowach o szczegółach zawieszenia broni będzie minister obrony Rustem Umierow. Według dziennika „Washington Post” towarzyszyć mu będzie Pawło Palisa, wiceszef biura prezydenta Ukrainy. W spotkaniu wezmą też udział eksperci do spraw energii i infrastruktury portowej.


Fedir Wenisławski z komisji ds. bezpieczeństwa narodowego w ukraińskim parlamencie zapowiedział na antenie Radia NV, że delegacje będą uzgadniać listę obiektów, które nie mogą być celem ataków rosyjskich. „Taki spis jest przygotowany i nasza delegacja wiezie go do Rijadu. Na pewno będą jeszcze jakieś uzgodnienia w sprawie wstrzymania ognia, ale wszystko zależy od stanowiska naszego wroga” – dodał.


Rosjanie i Ukraińcy w oddzielnych pomieszczeniach


Na poniedziałek zaplanowane są z kolei rozmowy przedstawicieli USA i Rosji. W piątek amerykański specjalny wysłannik ds. Ukrainy gen. Keith Kellogg zapowiedział, że delegacje Ukrainy i Rosji będą znajdować się podczas rozmów w oddzielnych pomieszczeniach, a negocjacje odbędą się w formie „dyplomacji wahadłowej”: pośrednicy będą przemieszczać się między pokojami i przekazywać informacje od drugiej strony. Nie wiadomo jednak, czy w związku z tym, że – zgodnie z zapowiedzią Zełenskiego – Ukraińcy spotykają się z Amerykanami już w niedzielę, plan zaprezentowany przez Kellogga zostanie zrealizowany. Według „Newsweeka” jeśli na spotkaniu z rosyjską delegacją dojdzie do postępu, jeszcze w poniedziałek Amerykanie ponownie będą rozmawiać z Ukraińcami.


CZYTAJ TEŻ: Rosja oskarża Ukrainę o zerwanie porozumień i grozi


Doradca Władimira Putina Jurij Uszakow zapowiedział, że eksperci z Rosji i Stanów Zjednoczonych przedyskutują sposoby zapewnienia bezpiecznego przewozu towarów na Morzu Czarnym. W składzie rosyjskiej delegacji znajdą się Grigorij Karasin, były dyplomata, który kieruje obecnie Komisją Spraw Zagranicznych Rady Federacji (wyższej izby parlamentu), oraz Siergiej Biesieda, doradca szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Karasin powiedział dziennikarzom, że ma nadzieję „co najmniej na jakiś postęp” i podkreślił, że na rozmowy jedzie w nastroju „walecznym i konstruktywnym”. Delegacja, jak dodał, udaje się do Arabii Saudyjskiej w niedzielę i wróci we wtorek, a jej celem jest „rozwiązanie co najmniej jednej sprawy”.


Bez spotkania twarzą w twarz


Rosyjski niezależny politolog Kiriłł Rogow ocenił, że dążenie Rosji do porozumienia dotyczącego Morza Czarnego „ma sens”, bo Ukraina unieruchomiła większość rosyjskiej floty na tym akwenie i „kontroluje większość morza przy pomocy dronów morskich” – przekazał „Washington Post”. „Putin nie ma tam przewagi, więc dla niego jest to korzystne, by zgodzić się na częściowe zawieszenie broni na tym obszarze” – podkreślił ekspert.


Jak ogłosił Departament Stanu USA, rozmowy będą prowadzone na szczeblu technicznym, bez udziału amerykańskich urzędników w randze ministra. Stronę amerykańską mają reprezentować Michael Anton, dyrektor ds. planowania politycznego w Departamencie Stanu, a także doradcy Kellogga i przedstawiciele biura doradcy Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego, Michaela Waltza.


Według „Washington Post” w Arabii Saudyjskiej nie dojdzie do spotkania twarzą w twarz delegacji Ukrainy i Rosji, co świadczy o ogromnych rozbieżnościach dzielących obie strony, mimo zapewnień Trumpa, że pokój „nigdy nie był bliżej”. Trump i Putin zgodzili się na 30-dniowe zawieszenie broni dotyczące obiektów energetycznych i infrastruktury. Porozumienie to jest jednak dużo węższe niż amerykańska propozycja 30-dniowego zawieszenia broni w przestrzeni powietrznej, na morzu i lądzie, którą podczas wcześniejszych rozmów w Arabii Saudyjskiej zaakceptowała Ukraina. W piątek obie strony oskarżyły się wzajemnie o złamanie częściowego rozejmu.


Według amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną Kreml wykorzystuje trwające negocjacje o wstrzymaniu ognia „w charakterze broni” i celowo przeinacza status oraz warunki przyszłego porozumienia o rozejmie, by opóźnić i podważać sens rozmów, które prowadzą do zakończenia wojny.


CZYTAJ TEŻ: Ujawniono plany Kremla. „Intencje są jasne”

Kategorie: Telewizja

Piękne widoki i pieniądze na start. Włochy kuszą przyszłych mieszkańców

TVP.Info - nie., 23/03/2025 - 09:25

W górskim regionie znajduje się wiele opuszczonych domów. Kiedy urzędnicy obliczyli, że zamieszkanych budynków jest mniej niż tych porzuconych, postanowili działać. Samorządowcy zamierzają zachęcić ludzi osiedlania się w tych okolicach. Każdy nowy mieszkaniec dostanie na start 100 tys. euro: 80 tys. na remont i 20 tys. na zakup nieruchomości.


Nie ma jednak nic za darmo. Nowi sąsiedzi muszą przenieść się do regionu na co najmniej 10 lat. Jeśli wyprowadzą się przed upływem tego czasu, będą musieli oddać dotacje co do eurocenta. Obowiązuje też limit 3 nieruchomości na osobę, dzięki czemu nikt nie wykupi całej wioski. Urzędnicy od razu studzą też zapał biznesmenów – nie ma mowy o inwestowaniu w najem krótkoterminowy.


„Domy za złotówkę” to za mało


Projekt zostanie zatwierdzony w najbliższych tygodniach, w programie chcą wziąć udział 33 miasteczka. Władze liczą, że pierwsze domy będą dostępne w kwietniu. Już wiadomo, że na liście znajdą się górskie rejony, takie jak Val di Non, a także na przykład wioski Rabbi i Vermiglio w równie malowniczej okolicy Val di Sol.


Wyludnianie się to spory problem wielu włoskich miejscowości. W 2024 r. politycy przeznaczyli 30 mln euro dla gmin, które liczą mniej niż 5 tys. mieszkańców. Takie miejsca cierpią z powodu starzenia się społeczeństwa, bo wyprowadzają się z nich głównie młodsze pokolenia. To oznacza zamykanie szkół i sklepów, przez co gminom jeszcze trudniej przyciągnąć nowych sąsiadów. Do tej pory wiele miejsc proponowało nowym mieszkańcom „domy za złotówkę”, ale region Trentino poszedł o krok dalej i zamierza wręcz dopłacać do przeprowadzki.


Z oferty będą mogli skorzystać obywatele Włoch, którzy przeniosą się z innych części kraju lub wrócą z zagranicy. Niewykluczone jednak, że urzędnicy podobne zachęty skierują również do obcokrajowców.


CZYTAJ TEŻ: Donatella Versace przestaje być twarzą cenionej marki

Kategorie: Telewizja

"To nie wolność, a destrukcja świata informacji". Abdykacja mediów społecznościowych

TVN24 Biznes i Świat - nie., 23/03/2025 - 09:23
Media społecznościowe pozbywają się moderatorów, a prezydent USA wydaje zarządzenie dotyczące "powrotu wolności słowa". Czy to znaczy, że czeka nas zalew treści kłamliwych, mylących, obraźliwych? - Właścicielom platform społecznościowym dezinformacja się opłaca - mówi dr Katarzyna Bąkowicz. - Z badań wynika, że lepiej zarabia się na szerzeniu fałszywych treści, budzących duże emocje.
Kategorie: Telewizja

Katastrofa na pokazie lotniczym. Zginął weteran

TVP.Info - nie., 23/03/2025 - 09:20

Do tragedii doszło podczas sobotnich pokazów lotniczych w Saldanha w RPA.


Samolot nagle stracił wysokość


Organizatorzy West Coast Airshow ogłosili, że pilotem, który rozbił się samolotem Impala Mark 1 był O'Connell.


Pilot testowy był bardzo szanowany w środowisku.



„Z relacji naocznych świadków wynika, że ​​samolot wydawał się być pod kontrolą przez większość pokazu. Jednak podczas jednego z ostatnich manewrów samolot nagle stracił wysokość i wszedł w strome nurkowanie”, zanim zetknął się z ziemią” – czytamy w serwisie timeslive.co.za.


O zdarzeniu natychmiast powiadomiono Południowoafrykańską Agencję Lotnictwa Cywilnego (SACAA) oraz organizację Air Show South Africa (ASSA).


Na tę chwilę prowadzone jest pełne dochodzenie, jak doszło do tragedii.


Czytaj też: Korea Południowa walczy z żywiołem. Zginęło dwóch strażaków

Kategorie: Telewizja

Absurdalnie łatwy QUIZ z języka polskiego. Mniej niż 7/10 oznacza, że musisz wrócić do podstawówki

Dziennik - nie., 23/03/2025 - 09:16
Język polski uważana jest za jeden z najtrudniejszych na świecie. Nasz quiz jest jednak absurdalnie prosty. 7/10 to absolutne minimum. Mniejsza liczba punktów będzie oznaczać, że musisz wrócić do podstawówki Michał Ignasiewicz
Kategorie: Prasa

Ile kosztuje 100 g złota 23 marca 2025? Ile kosztuje 100 gram złota w sztabce? Gdzie kupić złoto najkorzystniej?

Dziennik - nie., 23/03/2025 - 09:13
W czasach, gdy świat drży od napięć – złoto zyskuje na znaczeniu. Właśnie w takich momentach inwestorzy uciekają do tego, co trwałe i odporne na kryzysy – a od wieków numerem jeden jest złoto. Ile kosztuje dziś 100 g złota w Polsce? Gdzie kupić złoto najbezpieczniej i najkorzystniej? Czy warto teraz zainwestować, zanim ceny pójdą jeszcze wyżej? Sprawdzamy aktualne ceny oraz odpowiadamy na najczęstsze pytania. Marzena Sarniewicz
Kategorie: Prasa

Szaszłyki na szampurach, menu Stalina i... rosyjskie zbrodnie

TVP.Info - nie., 23/03/2025 - 09:00

Odwiedził nas Ormianin. Wschód to karta dań obowiązkowych i po toastach przyszła kolej na szaszłyki. „Macie szampury?” – zapytał gość, ryjąc w ogródku mangałę. Nie mieliśmy, ale traf chciał, że nieopodal była kuźnia artystyczna. „Szampury... – mruknął kowal – sprzedałem jakiemuś Gruzinowi”.


Menu zbrodniarza


Gruzin, który nie je szaszłyków? Osoby zasiadające do stołu ze Stalinem – a było ich nie mało – potwierdzają, że preferował kuchnię rosyjską. Dodać należy, w wersji stołówkowej, choć w tym przypadku były to potrawy zwyczajne-niezwyczajne. Barszcz, zupa szczi albo ucha koniecznie z chlebem, na drugie kasza z gotowanym mięsem lub ziemniaki z kotletem. Do tego woda mineralna i wytrawne wino; na stole zawsze było dużo innego alkoholu, wódek, koniaków, Stalin zachęcał do picia, nawet by tak rzec stręczył, ale sam ograniczał się do kieliszka, góra dwóch. Posiłek zimą wieńczył kisiel, a latem owoce. I tak w koło Macieju, choć lepiej pasowałoby powiedzenie Szczy da kasza – piszcza nasza, czyli Szczy i kasza – pożywienie nasze. Rzecz jasna jadłodajnia pracowała na najlepszych produktach.

Czytaj też:
Katarzyna Kasia: Kwiatki kolorowe, ale czasem kłują


W latach 30. codzienne menu Stalina szykowała prosta kobieta z ludu, a w czasie wojny żołnierz. Madame Stalin nie gotowała i jakiś kucharz był u nich zawsze, nawet w czasach zsyłki, gdy przyszły wódz imperium był tylko Iosifem Wissarionowiczem Dżugaszwilim. Ospowaty Józek, bo tak zwano go nad Jenisejem, kategorycznie wzbraniał się przed wszelkimi pracami kuchennymi. Nie gotował, nie sprzątał, ba, nie zmywał po sobie, zostawiając brudne naczynia Swierdłowowi i Kamieniewowi, z którymi dzielił izbę. A wracając do jadłospisu, oczywiście na konferencji w Jałcie obiad był iście carski, inne spotkania dyplomatyczne – menu europejskie wzbogacone o kawiory, a na letnisku w Soczi zdarzały się dania kaukaskie, ale zawsze podstawą była kuchnia rosyjska, a niezłomną zasadą – jeść w towarzystwie i w żadnym wypadku samemu nie kucharzyć. A przynajmniej taki obraz wyłania się z książek, poświęconych Stalinowi, nomen omen, od kuchni. I nigdzie nie ma mowy o szaszłykach. Czyżby więc wódz Związku Radzieckiego nie gustował w pieczonej nad żywym ogniem nabitej na szampury jagnięcinie? Czy naprawdę żaden atawizm nie łechtał jego gruzińskiego podniebienia?


Szaszłyki po bolszewicku


Radziecki człowiek uwielbiał szaszłyki, które były dlań czymś więcej niż potrawą. Nie od razu jednak trafiły one do Rosji, gdzie jak w Polsce, głównym sposobem pieczenia był rożen. Dopiero kontakty – najczęściej wojenne – z astrachańskimi i krymskimi kozakami zaowocowały nowym sposobem przygotowywania mięsa. Przy czym same szaszłyki są charakterystyczne dla wielu narodów, głównie zamieszkujących Środkową Azję i Kaukaz; w Gruzji zajadał się nimi Aleksander Dumas, po czym rozpropagował je w Paryżu.

W Rosji tuż przed pierwszą wojną światową etos szaszłyków zyskał głębię ideową. Bolszewicy, knujący i inwigilowani zarazem, uznali, że organizowanie wspólnego gotowania w plenerze będzie dobrym pretekstem do spisków, tym bardziej że można było połączyć pichcenie z obchodami święta pracy. Szaszłyki nadawały się do tego idealnie. Aby je przyrządzić należało wybrać ustronne miejsce, zbudować palenisko i w końcu upiec przygotowane mięso. Działania czasochłonne, ale niezbyt angażujące, w swojej istocie oczywiste alibi dla spotykających się konspiratorów. Jednak z niewiadomych przyczyn rewolucja, która niebawem rozlała się po całym kraju, porzuciła szaszłyki, nie czyniąc z nich ulubionej potrawy nowych władz. Za to zwykły radziecki człowiek obdarzył je atencją. Pokochały też budki gastronomiczne od Odessy po Soczi.


Szaszłyki à la soviétique


Cóż to zatem za potrawa w radzieckiej wersji? Aby przygotować szaszłyki à la soviétique potrzebny jest co najmniej jeden mężczyzna, mięso, marynata, szampury, mangał. Co prawda w czasach permanentnego braku oprócz obywatela, zazwyczaj głowy rodziny, reszta mogła być niedostępna w sklepach i należało zdobyć ją samemu. Jagnięcinę, stosowaną najczęściej na Kaukazie, zastępowano wieprzowiną, którą można było nabyć na rynku od handlarzy. Kilogram karkówki w latach 70. XX w. kosztował średnio 3 ruble. W oficjalnym obiegu obowiązywała stała cena 2 ruble 20 kopiejek, choć w państwowej jatce trudniej było na nie natrafić, a i jakość mogła być wątpliwa. W czasach, gdy średnie miesięczne wynagrodzenie w Związku Radzieckim wynosiło 150 rubli, był to spory wydatek. Poza tym potrzebny był mangał, czyli oryginalny grill, przypominający jako żywo stół do gry w piłkarzyki. Może i dało się go kupić, ale najczęściej wykonywano go samodzielnie w garażu, ewentualnie, jak większość obywateli, sięgano po erzac. Należało wykopać niewielki prostokątny dołek w ziemi i obstawić go cegłami, wszystko. Ważniejsze były szampury. Słowo trafiło do języków wschodnich Słowian z ormiańskiego albo gruzińskiego, a tam z języka syryjskiego, gdzie oznacza ‘pikę’, choć szampurze bliżej do szpady, albo cienkiego, długiego na maksimum metr noża. Zaostrzona na jednym końcu, na drugim zaopatrzona w uchwyt, często z drewnianą rączką. Powinna być ze stali nierdzewnej, wykutej tak, aby nadziane mięso nie spadło, a sok równomiernie spływał. Ma być też sprężysta, ale i twarda, by sporo utrzymać. Produkowały je radzieckie zakłady, oznaczając gostem „nierż”, czyli nierdzewne, ale też obywatele wykonywali samodzielnie. Niektórzy wykorzystywali zamiast szampurów metalową półeczkę, wymontowywaną z lodówki jako swoistą grillową kratkę, choć na nią nie dało się potrawy nadziać. Ale prawdziwym sekretem radzieckich szaszłyków była marynata, czyli marynada. Jej główny składnik – pokrojoną cebulę – należało zalać wodą i dodać... Jak Związek Radziecki długi i szeroki każdy obywatel przedzierzgał się w szaszłykowego i miał tu własną recepturę. Zalewano więc cebulę oprócz wody wódką albo piwem, ale tylko żygulowskim, ewentualnie winem. Zamiast wody mógł być jogurt, jedni dolewali ocet, inni nie. Większość sypała oprócz soli i pieprzu cukier, ale tylko część twierdziła, że nie da się marynaty przesłodzić i zalecała szklankę i więcej.


Stalina przepis na marynatę


Ukraiński mistrz szaszłykarski z krymskiej Ałuszty, który w sowieckie czasy sprzedawał z jednej tylko mangały do stu kilo szaszłyków dziennie – porcja 200 g po 3 ruble – uważał, że nie należy przesadzać ze składnikami i na dwa litry wody, wlewał tylko dwie stołowe łyżki octu, łyżeczkę cukru i dwie stołowe łyżki soli. Marynatę należało odstawić do lodówki, najczęściej na dwie godziny, a potem wrzucić do niej pokrojone na grube kawałki mięso. Specjaliści twierdzili, że naczynie ma być emaliowane, ktoś zalecał, aby pokrywkę docisnąć pięciokilową hantlą i odstawić znów w chłodne miejsce na minimum 3 godziny. Reszta była przyjemnością. W ciepły majowy dzień miliony sowieckich rodzin z zamarynowanym mięsem i cegłami w plecaku ruszały na łono natury. Należało znaleźć miejsce, jeśli to był las – polankę, rozłożyć koce, poustawiać naczynia, przygotować dołek, zebrać drewno, nadziać mięso na szampury; przestrzegano przed układaniem na przemian mięsa i cebuli, tak jak robi się to w Polsce, bo cebula spiecze się i zepsuje smak. 


No i się piekło.


Zatem, kiedy cały ZSRR marzył o szaszłykach, wódz miałby ogłosić szaszłykową abstynencję? Trudno w to uwierzyć. Raczej skłonni jesteśmy przypuszczać, że było odwrotnie, że Stalin postanowił dokonać sublimacji i stworzył największy szaszłyk świata. Najpierw narody wchodzące w skład Związku Radzieckiego zanurzył w marynacie. Czego tam nie było. Śmiertelne gazy, ugniatanie, przenosiny z jednego krańca kontynentu na drugi, i woda bez niczego, i krew. Był też cukier, dużo białej śmierci, choć i tak nie dało się przesłodzić. Potem tak zmacerowanych Kazachów, Ukraińców, Gruzinów, Estończyków, Rosjan, Litwinów, Ewenków, Koreańczyków i tuzin innych narodów wstawił do największej lodówki, jaką można sobie wyobrazić. To, co otrzymał, nadział na szampurę, upiekł i zjadł. A może wszystko potoczyło się zupełnie inaczej i w rzeczy samej delektował się tylko kaszą i barszczem. Wtedy mógłby jednak symbolicznie przekazać tę szaszłykową pałeczkę przyszłym pokoleniom.


Karnawał w Rosji w pełni


Naciągane? Oto kilka najnowszych przykładów takiej sztafety z rosyjskiej prasy już z ostatnich lat. W Krasnojarsku szampurą niedoszły teść zakłuł swego niedoszłego zięcia. W Moskwie klient, któremu nie spodobało się strzyżenie, zadźgał szampurą fryzjera. Tymże narzędziem mieszkaniec miasta Engels zabił brata, a w wołogodskiej obłasti młody mężczyzna uśmiercił partnerkę. Nie czym innym, jak szampurą mężczyzna pozbawił życia byłego partnera swojej partnerki w Kriwodanowce koło Nowosybirska.

Czytaj też: Kult zbrodniarza w putinowskiej Rosji kwitnie. „Musimy docenić przeszłość”

Zawężamy poszukiwania do trzech ostatnich miesięcy i… 15 stycznia 2025 r. obwodzie wołgogradzkim osiemnastolatek szampurą przekłuł lewy bok czterdziestotrzylatka. Miesiąc wcześniej niejaki Andriej Bykow, jak pisze prasa, „wrócił z wojny” i uprowadził dwunastoletnią Karinę. „Znęcał się nad nią, zadusił ją jej spodniami, wbił szampurę w pierś i wrzucił do studni”. Zaś w listopadzie 2024 na Uralu, 50 km na wschód od Jekaterynburga, w mieście Zariecznyj trzydziestopięciolatek podczas libacji przebił dwudziestosześciolatkowi szampurą serce. Świadkiem była ciężarna partnerka ofiary.


W Rosji, jak widać, goście oczekują pysznych szaszłyków na szampurach.

Kategorie: Telewizja

Nowy serial kryminalny od twórców kultowych hitów. To thriller o latach 70.

Dziennik - nie., 23/03/2025 - 09:00
W sieci pojawił się pierwszy zwiastun serialu kryminalnego "Duster", za który odpowiadają zdobywca nagrody Emmy J.J. Abrams, twórca telewizyjnego megahitu "Lost: Zagubieni", oraz showrunnerka LaToya Morgan, która wcześniej zasłynęła jako scenarzystka kultowego "The Walking Dead". Gdzie i kiedy będzie można oglądać nowy serial? Piotr Kozłowski
Kategorie: Prasa

Sąd podjął decyzję o aresztowaniu burmistrza Stambułu

TVP.Info - nie., 23/03/2025 - 08:59

Turecka prokuratura zwróciła się w nocy z soboty na niedzielę do sądu z wnioskiem o aresztowanie burmistrza i czterech jego współpracowników.


Burmistrz Stambułu ma zostać aresztowany


Imamoglu w piątek i sobotę składał zeznania na policji. W sobotę stanął przed sądem.


Imamoglu, polityk opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), został zatrzymany 19 marca w związku z zarzutami dotyczącymi korupcji oraz związków z terroryzmem.


Zatrzymanie Imamoglu, głównego przeciwnika politycznego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, wywołało w Turcji największą od ponad dziesięciu lat falę protestów.


Czytaj też: Korea Południowa walczy z żywiołem. Zginęło dwóch strażaków

Kategorie: Telewizja

Czegoś takiego jeszcze nie było. Dzięki sztormowi wykręcili nowy rekord na wiatrakach

wnp.pl Informacje z otoczenia przemysłu - nie., 23/03/2025 - 08:56
Utrzymujący się od środy nad Portugalią sztorm Martinho przyczynił się do rekordowej w tym kraju produkcji energii na farmach wiatrowych. Ich udział w ogóle trafiającego do sieci energetycznej prądu sięgnął 56 proc. - poinformowała odpowiedzialna za dostawy energii spółka REN.
Kategorie: Portale

Czegoś takiego jeszcze nie było. Dzięki sztormowi wykręcili nowy rekord na wiatrakach

wnp.pl Informacje z otoczenia przemysłu - nie., 23/03/2025 - 08:56
Utrzymujący się od środy nad Portugalią sztorm Martinho przyczynił się do rekordowej w tym kraju produkcji energii na farmach wiatrowych. Ich udział w ogóle trafiającego do sieci energetycznej prądu sięgnął 56 proc. - poinformowała odpowiedzialna za dostawy energii spółka REN.
Kategorie: Portale

Roczne dziecko połknęło trutkę na szczury. Sprawę bada policja

TVP.Info - nie., 23/03/2025 - 08:45

Według ustaleń, po zaistniałej sytuacji bardzo szybko zareagowała matka dziecka, która poinformowała służby.


Roczne dziecko zjadło truciznę


Na tę chwilę nie wiadomo, jak roczne dziecko znalazło się w pomieszczeniu, gdzie znajdowała się trutka. Sprawą zajmuje się policja. Funkcjonariusze ustalają szczegóły.


– Pacjenta była przytomna, w stanie stabilnym. Została przetransportowana śmigłowcem do szpitala w Szczecinie. Matka nie miała pewności, czy dziecko na pewno połknęło truciznę – przekazano.


Dziennikarka TVP Info Aleksandra Białek-Kuczys ustaliła nieoficjalnie, iż dziecko mogło połknąć tylko jedną granulkę trucizny.


Lekarze zdołali uratować życie dziecka.


Czytaj też: Zderzenie autobusów w Katowicach. Kierowca zignorował znak stopu

Kategorie: Telewizja
Subskrybuj zawartość