LogowanieNawigacjaTrybunał Konstytucyjny
Prezydent RP - aktualnościSejm RP - NewsZ Kancelarii Premiera
Strony partii politycznych obecnych w Sejmie VIII kadencji(w układzie alfabetycznym) Książki w promocjiPO — AktualnościPSLZNPBelferBlogBLOGI POLITYCZNE„Skrót myślowy” — blog Janiny ParadowskiejGra w klasy — blog Adama SzostkiewiczaNowe wątki na forum DPN |
AktualnościGigantyczna kumulacja rozbita. Rekordowe losowanie
W loterii Powerball padła główna wygrana w wysokości 1,8 miliarda dolarów. W wigilijnym losowaniu wygrał zakład zawarty w stanie Arkansas - poinformowali organizatorzy. To druga co do wielkości nagroda w historii tej loterii.
Kategorie: Telewizja
Syberyjska zima. Polskie ślady, których Rosja nie zdoła wymazać
Powinniśmy być przygotowani na wszystko
Piątek, 21 grudnia 1945, Bijsk na Ałtaju. Mróz ściska do -30°C, drobny, suchy śnieg wiruje w powietrzu. 21-letnia Zoja Tymoszycka siada przy stole w maleńkim pokoiku drewnianego domku przy ulicy Gorkiego 130 – pokoiku, który bez matki wydaje się jej nagle nieproporcjonalnie wielki i pusty – i pisze list do ojca Michała w Nowodworach na Podlasiu: „Kochany, drogi mój Tato! Listów od Ciebie już dawno nie dostajemy. Mama jest bardzo chora. Wada serca. Tatku drogi, bardzo się nie smuć. To wola Boga i będzie tak, jak On sobie życzy. Powinieneś być przygotowany na wszystko, nawet na najstraszniejsze”. Matka Zoi, Wiera Tymoszycka z domu Wiewiórowska, zmarła dziesięć dni wcześniej, 11 grudnia, po latach walki z sercem osłabionym głodem, ciężką pracą i syberyjskim mrozem. Zoja nie pisze wprost o śmierci – nie potrafi, nie chce, może jeszcze nie wierzy – tylko łagodzi cios, jakby tym samym mogła odsunąć prawdę. W głębi duszy wie jednak, że ojciec wcale nie będzie rozpaczał. Ale nie chce tego przyjąć i opisuje swoją codzienność: przeprawy przez zamarzniętą już Biję, kalkulacje opału i racji żywnościowych, które decydują, czy kolejnego dnia będzie czym napalić i czym oszukać ciągły głód. „Nie mamy drewna, musimy kupić i mamy mało ziemniaków, bo plonów prawie nie zebrałyśmy. Z mieszkaniem nie wiemy, co robić, potrzebny jest remont, a Nikołajewna podnosi czynsz” – zapisuje drżącą ręką, bo palce sztywnieją w rękawiczkach. Osiem miesięcy po zakończeniu wojny ona i dziesiątki tysięcy innych Polaków wciąż tkwią na Syberii. Zoja kończy list, składa kartkę i podchodzi do okna. W słabym blasku lampki-kopciłki widzi tylko czerń i wirujące srebrne płatki. Słyszy jak z cichutkim stukotem szemrzą o szybę i czuje, że to miejsce jest pułapką – prawdziwym więzieniem bez krat. Wielu przed nią wpatrywało się w ten sam widok, zwłaszcza u progu świąt Bożego Narodzenia, i traciło resztki nadziei, że kiedykolwiek uda się wrócić do domu. Zoja ma wrażenie, że jej smutek nie należy tylko do niej. To smutek stary jak sama Syberia, ciężki jak lód na rzece, wspólny dla wszystkich, których los tu rzucił. Osobista tragedia Zoi była ledwie aktem rozbudowanego dramatu. Pierwsi Polacy trafili na Syberię już w XVI w. jako jeńcy wzięci do niewoli podczas bitew toczonych przez Cesarstwo Moskiewskie z Rzeczpospolitą. Jak zauważa historyk Joanna Getka, zesłania te „wpisują się w […] przemyślaną i zaplanowaną przez władców Imperium Rosyjskiego kolonizację terenów zauralskich”. Od samego początku surowy klimat wymuszał radykalne wybory i kształtował strategie przetrwania Polaków. Getka podsumowuje: „jedni przyjmowali prawosławie, unikając tym samym wcielenia do armii, inni – wcieleni do armii, najczęściej siłą – starali się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki, licząc na awans, poprawę losu i amnestię, inni przeciwnie, dezerterowali, narażając się w razie niepowodzenia na najsurowsze kary”. Czasami jednak, jak w bajce, na Syberii żebrak staje się królem. Taki los spotkał w XVII w. Nicefora Czernichowskiego, polskiego szlachcica, zesłanego z całą rodziną aż na Daleki Wschód, nad rzekę Amur. Tam doceniono jego umiejętności wojskowe i organizacyjne. Jego niezwykła historia zaczęła się jednak od zemsty – gdy carski wojewoda Ławrientij Obuchow porwał mu siostrę, Czernichowski zabił napastnika. Aby uniknąć kary, na czele garstki zwolenników uciekł na rubieże Amuru i na ziemiach niczyich między Rosją a Chinami zbudował warownię oraz osadę, którą nazwał Jaxa. Tak stał się władcą praktycznie niepodległego mikro-państwa, zawierał sojusze z miejscowymi Daurami i prowadził dyplomatyczną korespondencję z Pekinem. Ostatecznie zawarł ugodę z carem, który nie tylko go ułaskawił, ale nawet mianował wicewojewodą ałbazińskim. Jaxa, choć wcielona do Chin w 1689 r., na krótko stała się legendarnym wśród zesłańców symbolem nieprawdopodobnego awansu i autonomii na krańcach świata. Jednak dopiero masowe zsyłki po powstaniach, listopadowym i zwłaszcza styczniowym utrwaliły w polskiej wyobraźni potężny mit Syberii jako „ziemi przeklętej”, „lodowego piekła” czy „beznadziejnego piekła ziemskiego w pustynnej krainie wiecznego mrozu, lodu i śniegu”. Za tym symbolicznym, martyrologicznym obrazem kryła się jednak złożona, codzienna rzeczywistość, w której chłód odgrywał kluczową rolę. Zima definiowała wszystko: transport, poszukiwanie opału, nieustanną troskę o ciepłą odzież. Wbrew wyobrażeniu los zesłańców był zróżnicowany. Bogaci podróżowali własnymi powozami i wynajmowali ciepłe mieszkania, podczas gdy pozostali głodowali, zdani na nędzne rządowe racje i nierzadko wprost zamarzali. To doświadczenie dzieliło i różnicowało społeczność wygnańczą. A równocześnie długie miesiące izolacji stwarzały szczególne warunki do formowania wśród Polaków nowych postaw, nowych tożsamości. Badaczka Karina Gaibulina analizuje to zjawisko z perspektywy tzw. „syberyjskiego trójkąta”, czyli splotu „polskości”, „rosyjskości” i „wschodniości”. Zesłaniec, odcięty od rodzinnego kraju, zmuszony do funkcjonowania w strukturach obcego imperium i zderzony z zupełnie obcą kulturą Wschodu, „negocjował” w tej przestrzeni swoją pozycję. Mróz, będący wspólnym wrogiem, nierzadko niwelował dawne podziały między Rosjanami a Polakami i umożliwiał zawieranie nieoczekiwanych znajomości czy nawet przyjaźni. Z drugiej strony samotność i trud warunków pogłębiały poczucie wyobcowania i podtrzymywały narodowe mitologie. Zima była więc nie tylko fizyczną próbą, ale i katalizatorem procesów tożsamościowych. Paradoksalnie zesłanie – jak zauważył na przełomie XVIII i XIX w. niemiecki badacz Syberii, Peter Simon Pallas – mogło stać się sposobem na zachowanie własnej kultury. Było tak ze staroobrzędowcami zwanymi siemiejskimi (od ros. siem'ja – rodzina), którzy najpierw uciekli z Rosji do Rzeczpospolitej, a w XVIII w. zostali zabrani z powrotem przez carycę Katarzynę II i za karę zesłani nad Bajkał. Tam, za sprawą właściwej im pracowitości i abstynencji, nie tylko przetrwali, ale też zachowali swoją wiarę i kulturę. Rozmawialiśmy teraz telefonicznie z jednym z nich, ojcem Siergiejem z Muzeum Materialnej Kultury Staroobrzędowców Zabajkala z Tarbagataju, po południowo-wschodniej stronie jeziora. Zapytaliśmy go o Polskę. „Jacy my Polacy? – odpowiedział nasz rozmówca i wskazał na Syberię – Tu się urodziliśmy, tu mieszkamy, znaczy, to nasza ojczyzna”. Najtragiczniejsze oblicze Syberii pokazał jednak Stalin, który zarządził deportacje Polaków w latach 1940-1941. Setki tysięcy ludzi – głównie najsłabszych, kobiet, dzieci, starców – rzucono w środek syberyjskiej lub kazachstańskiej zimy, bez odpowiedniego ubrania, zapasów i dachu nad głową. Temperatury spadające do -50°C czyniły z mrozu narzędzie zagłady. Podstawowym, często niedostępnym elementem przetrwania były filcowe walonki; ich brak równał się śmierci z odmrożenia. „Polacy mieli marny ubiór, brnęli w śniegach, mieli odmrożone nogi, ręce, policzki i nosy. Dzieci zostawały same w przeludnionych [barakach]…” – relacjonuje jedna z ofiar. Zamarznięta na kamień ziemia uniemożliwiała pochówek; by wykopać grób, musiano godzinami rozgrzewać glebę i palić ogniska. Mróz paraliżował także nadzieję – obietnice amnestii były często iluzoryczne. Deportowanych ogłoszono wolnymi już w 1941 r., ale prawdą było, że pozostawali odcięci od świata. Powiedzenie „Trudne czasy rodzą wielkich ludzi” – podobnie jak zapożyczone z Chin „obyś żył w ciekawych czasach” – jest w istocie przekleństwem. Nikt rozsądny nie życzy sobie ani trudnych, ani ciekawych czasów, bo ich koszty, rozliczane w ludzkim cierpieniu, bywają zbyt wysokie. Historia Polaków na Syberii pokazuje to aż nadto. Jednocześnie zdarza się, że ktoś w ekstremalnych warunkach potrafi zachować energię, ciekawość i konsekwencję – takim przykładem był m.in. Benedykt Dybowski, uczestnik powstania styczniowego, a później jeden z najwybitniejszych przyrodników swojej epoki. Po skazaniu i wieloletniej pracy przymusowej w Darasunie i Siwakowej, w listopadzie 1868 r. Dybowski z Wiktorem Godlewskim został przeniesiony nad Bajkał, do Kułtuku, niewielkiej osady na południowym krańcu jeziora, która zimą była odcięta od reszty Syberii. Naukowiec, zamiast traktować to jako kolejną formę izolacji, postanowił wykorzystać czas na badania terenowe. Zanim jednak mógł rozpocząć pracę, musiał zadbać o elementarne warunki przetrwania: zorganizować żywność, opał i odzież. Brzozowe polana kupował po 13 rubli za sążeń, koszt znaczny, zważywszy na skromne środki zesłańców. Ciepłe futra z upolowanych lisów i soboli oraz wojłokowe walonki pozwalały wytrzymać temperatury spadające do −40°C. Każda wyprawa wymagała więc przygotowania nie tylko samych badań, lecz także działań, które porównać można do wyprawy współczesnego alpinisty. Praca na skutej lodem tafli Bajkału była zajęciem trudnym, wymagającym skupienia. Sanie ciągnięte przez konia Ancypę sunęły po lustrzanej powierzchni, która – jak pisał Dybowski – wyglądała niczym „płyta kryształowa”. Lód przy brzegu miał ok. 10 cm grubości, ale im dalej od brzegu, tym robił się solidniejszy. Dybowski osobiście wykuwał przeręble oskardami, a następnie opuszczał w nie cylindry z przynętą z rybich wnętrzności. Wydobyte organizmy – kiełże, skorupiaki, mięczaki – trafiały od razu do butelek ze świeżą wodą. Jedna ekspedycja trwała do 6-8 godzin i wymagała nieustannej czujności: gwałtowne podmuchy wiatru, śnieżne zadymki i pękający lód nie raz zmuszały do szybkiego odwrotu. Najciekawsze odkrycia przychodziły jednak nie wtedy, gdy były zaplanowane, ale przypadkiem. W styczniu 1869 r., przy -35°C, koń Ancypa zatrzymał się przy starej przerębli. Klęcząc na lodzie, badacz zauważył pod powierzchnią drobny organizm, który załamywał promienie inaczej niż otaczający go lód. Dzięki naturalnemu „powiększeniu”, jakie dawała przejrzysta tafla, mógł dostrzec cechy świadczące o tym, że ma przed sobą nieopisany jeszcze przez naukę gatunek. Takich momentów, łączących przypadek z uważnością, było więcej. Zima nadawała strukturę życiu codziennemu: krótkie dni, ciemne poranki, praca w terenie, wieczorne zapisy i analiza zebranych próbek. Dybowski wspominał, że ciepła herbata z samowara była nieodłącznym elementem powrotów z lodowej tafli Bajkału. Pozwalała zachować równowagę psychiczną i dystans do trudów zesłania. Później zapisał też, że praca naukowa stała się dla niego czymś w rodzaju kotwicy, która nie pozwalała popaść w rozpacz. Efekty tych badań okazały się znaczące. W kolejnych latach założył jedną z pierwszych stacji biologicznych na Syberii i szczegółowo opisał faunę jeziora, od ryb po endemiczne foki bajkalskie. Dorobek Dybowskiego, obejmujący ponad 200 publikacji, ukształtował obraz Bajkału jako jednego z najciekawszych ekosystemów świata. Przed nim naukowcy uważali to miejsce za surowe i ubogie, nieatrakcyjne dla przyrodnika. Historia Dybowskiego pokazuje, jak w ekstremalnych warunkach niektórzy potrafili znaleźć siłę, by przetrwać, a nawet wzbogacić świat nauki i kultury. Taka postawa była jednak wyjątkiem, aktem indywidualnego oporu przeciw duchowej i fizycznej degradacji. Dla większości zesłańców rzeczywistość była walką nie tylko z mrozem i głodem, ale i poczuciem opuszczenia, bezsilności i systematycznej przemocy systemu. Ten system miał zazwyczaj twarz bezdusznej carskiej, a potem sowieckiej machiny represji. Ale było też i drugie oblicze. I gdy Zoja w Bijsku liczyła ostatnie polana drewna, a zesłańcy w tajdze zjadali własne psy, w ciepłych gabinetach i kasynach inna „Syberia” wiodła uprzywilejowaną egzystencję. Polska ambasada w Kujbyszewie (dziś Samara), jeszcze w europejskiej części Rosji, przeniesiona tam w październiku 1941 r. z Moskwy, miała służyć jako centralny organ koordynujący opiekę nad polską ludnością cywilną w ZSRR po ogłoszeniu amnestii. Prowadzić dystrybucję darów z Londynu, USA i Wielkiej Brytanii, wydawać zaświadczenia umożliwiające przemieszczanie się po kraju, organizować zakłady opieki jak sierocińce czy szpitale, oraz reprezentować interesy zesłańców wobec władz radzieckich. Ambasada powołała delegatury – jedna z nich była w Barnaule, 160 km od Bijska. A tam przedstawiciele, mężowie zaufania, ale Polacy, tacy jak Zoja, nie widzieli ich na oczy. Chaos, brak komunikacji i opieszałość sprawiły, że Tymoszyccy nie otrzymali nigdy żadnej pomocy – ani darów, ani zaświadczeń. Jak pisał historyk Daniel Boćkowski w „Czasie nadziei”, „większość ciężarów związanych z udzielaniem pomocy spadła na dowództwo Armii Polskiej w ZSRR oraz formujące się dywizje, gdyż wojsko, jako pierwsze, otrzymało środki finansowe”. A przecież urzędnicy ambasady i delegatur mieli narzędzia, by nieść pomoc. Niestety polscy sybiracy byli przez nich ignorowani, by nie powiedzieć dosadniej. Kontrola NIK Rządu RP w Londynie, przeprowadzona w 1944 r., ujawniła skalę nadużyć. W okresie lipiec 1942-kwiecień 1943 z towarów, które winny być rozdzielane głodującym obywatelom polskim, do kasyna urzędniczego za darmo odesłano w samym tylko Kujbyszewie: mąki 350 kg, ryżu 450 kg i 1 worek, fasoli 250 kg, manny 360 kg, cukru 300 kg i 1 worek, masła 137 kg, mleka 504 puszki, bovrilu (wyciągu z wołowiny) 67 flakonów, smalcu 188 kg, herbaty 10 kg, konserw mięsnych 172 puszki i 11 kg, konserw jarzynowych 72 puszki, grapefruitów 10 puszek, kawy 25 kg i 1 skrzynię, kakao 70 puszek, sera 144 kg, owoców suszonych 50 kg i 1 skrzynia, dżemu 38 puszek i 12 kg. I to tylko dane jednej placówki, w dodatku jawne. Oprócz tego każda delegatura ustalała własne comiesięczne fundusze i np. w obwodzie kirowskim przekraczały one normy ambasady kilkukrotnie, z dodatkowymi przydziałami kiełbasy, jaj, boczku, chleba, cukierków i pierników w ilościach przewyższających normalne spożycie nawet w najlepszych czasach. Oczywistym jest, że potem sprzedawano te dobra na czarnym rynku. Nie dość na tym, w liście Andrzeja Walczaka, koordynatora pomocy w Teheranie, do NIK z 1944 r., donoszono o zamówieniach Ambasady w Kujbyszewie na jedwabne szale, parasolki, gorsety, szminki. A Wystarczyłoby tak niewiele – kilka puszek mleka, worek mąki, ciepły kożuch, lekarstwa – żeby Wiera Tymoszycka, chora na serce matka Zoi, miała szansę przeżyć. Mogłaby wtedy wrócić razem z córką do Polski, do domu. A tak... Piątek, 5 kwietnia 1946 r., Bijsk. Zimny wiatr z Ałtaju niesie zapach topniejącego śniegu i wilgotnej ziemi. Zoja Tymoszycka, owinięta w stary kożuch matki, który wciąż nią pachnie – mieszanką mydła, suszonych ziół i chorobą – idzie powoli brzegiem Biji. Rzeka budzi się do życia pod cienką warstwą lodu, trzeszczy. Zoja zatrzymuje się na chwilę, patrzy w dal. Myśli o matce, którą pochowała na bijskim cmentarzu. Przeprawa przez rzekę jest jej ostatnią. Po drugiej stronie czeka stacja kolejowa, pełna cieni repatriantów. Eszelon – te same bydlęce wagony, te same zakratowane okna, tylko tym razem nikt nie rygluje drzwi. To znak, że wojna naprawdę się skończyła, a amnestia Sikorskiego z 1941 r., choć spóźniona o pięć lat, wreszcie otwiera drogę do domu. Władze sowieckie organizują uroczystość. Orkiestra dęta – błyszczące puzony, talerze drżące w zimnym powietrzu, głuche bębny – gra marsze na peronie. Ale dźwięki toną w zamieci, która nagle spada z nieba. Zoja, wspinając się do wagonu, czuje, jak wiatr szarpie jej szal. Pociąg rusza, ale ona stoi w drzwiach i patrzy, jak muzycy nikną w białej kurzawie: najpierw trębacz z puzonem, potem perkusista z talerzami, wreszcie dyrygent – wszyscy pochłonięci przez śnieżną mgłę. To jedna z tych gwałtownych, późnych śnieżyc, które kończą syberyjską zimę, gdy ta jeszcze raz demonstruje swoją władzę, mocując się z nadchodzącą wiosną w walce, którą zawsze przegra. Kategorie: Telewizja
Sojusznicy mówią "stop". Wstrzymują odbiór ropy z RosjiCo najmniej 20 tankowców z rosyjską ropą nie może zawinąć do portów w Chinach i Indiach. Rosyjskie koncerny wciąż próbują sprzedawać surowiec na rynkach międzynarodowych, często bez wskazania konkretnego odbiorcy. Wiele statków pozostaje więc na morzu przez miesiące, co prowadzi do istotnego spadku cen ropy - podaje "Rzeczpospolita".
Kategorie: Portale
Wigilijna noc zakończona dramatem. Śmiertelny wypadek w WarszawieW Warszawie doszło do tragicznego wypadku z udziałem dwóch samochodów osobowych. Mimo akcji służb ratunkowych, życia jednej z poszkodowanych nie udało się uratować. Do zdarzenia doszło na alei Prymasa Tysiąclecia.
Kategorie: Telewizja
Wigilijna noc zakończona dramatem. Śmiertelny wypadek w WarszawieDo zdarzenia doszło tuż przed północą, około godziny 23.50, w okolicy wjazdu do tunelu. Na miejsce skierowano straż pożarną, zespoły ratownictwa medycznego oraz policję. Z pierwszych ustaleń wynika, że kierowca mercedesa uderzył w jadącą przed nim toyotę. Jak poinformowano, prowadzący mercedesa był pod wpływem alkoholu i został zatrzymany przez funkcjonariuszy. W wypadku obrażenia odnieśli kierowca oraz dwie pasażerki. Jedna z kobiet była w stanie krytycznym i nie wykazywała oznak życia. Mimo przeprowadzonej reanimacji zmarła w szpitalu. Okoliczności tragedii wyjaśnia policja pod nadzorem prokuratury. To kolejny poważny wypadek, do którego doszło w Warszawie w czasie świąt Bożego Narodzenia. Służby po raz kolejny apelują do kierowców o rozwagę i ostrożność na drogach. Czytaj też: Płonie kościół w Lublinie. Trwa akcja gaśnicza Kategorie: Telewizja
Bardzo specyficzne życzenia świąteczne od Donalda Trumpa. Uderzył w "lewicowe szumowiny"Bardzo specyficzne życzenia świąteczne od Donalda Trumpa.. "Wesołych świąt wszystkim, w tym radykalnym lewicowym szumowinom, które robią wszystko, by zniszczyć nasz kraj" – napisał prezydent USA w przesłaniu na Boże Narodzenie. Uderzył również w uchodźców i transseksualistów oraz podkreślił sukcesy własnej administracji.
Piotr Kozłowski
Kategorie: Prasa
Polska w strefie euro? Zaskakujący ruch rząduMinisterstwo Finansów w najnowszym "Monitorze Konwergencji" zaznaczyło, że obecne wprowadzenie euro w Polsce mogłoby spowodować zakłócenia w gospodarce. Minister finansów zaznaczył z kolei, że rząd nie zamierza ani nie prowadzi prac nad przyjęciem euro. - Złoty pokazuje swoją siłę, swoją odporność - podkreślił.
Kategorie: Portale
Groźne konsekwencje sykofancji. "Powoduje niekorzystne reakcje, nawet psychozy"
Modele sztucznej inteligencji (AI) uczą się hakować nasz system myślenia, żeby nas do czegoś przekonać - zaznacza dyrektor Centrum Wiarygodnej Sztucznej Inteligencji profesor Przemysław Biecek. Dodaje, że są też tak skonstruowane, żeby ich odpowiedzi sprawiały wrażenie poprawnych.
Kategorie: Telewizja
Jeden z najgroźniejszych bossów włoskiej mafii złapany. Ukrywał się za kaloryferemW Neapolu karabinierzy aresztowali w mafiosa kamorry, który był na liście stu najgroźniejszych poszukiwanych przestępców we Włoszech. 49-letni Ciro Andolfi miał kryjówkę w mieszkaniu, w tunelu wydrążonym za kaloryferem.
Piotr Kozłowski
Kategorie: Prasa
Arcydzieło światowej literatury na ekranie. Polska telewizja pokaże spektakularny serialNa początku Nowego Roku miłośników eposów rycerskich i kina fantasy czeka nie lada gratka. Polskojęzyczny kanał telewizyjny pokaże dwa pierwsze odcinki nowego serialu "Wojna królestw", opartego na micie o Nibelungach. Produkcja już po zwiastunie zapowiada się naprawdę epicko. Kiedy i gdzie konkretnie będzie można oglądać serial?
Piotr Kozłowski
Kategorie: Prasa
Gigantyczna wygrana w loterii. Zgarnął niemal dwa miliardy dolarówWygrywającymi liczbami w środowym losowaniu okazały się: 4, 25, 31, 52 i 59, a Powerball to 19. To czwarta co do wielkości wygrana w historii loterii w Stanach Zjednoczonych. Poprzednio nagrodę w Wigilię Bożego Narodzenia wylosowano w 2011 r. Wcześniej sześć zwycięskich liczb zostało wytypowanych na początku września, a wygrana wyniosła 1,787 mld dolarów. Od tego czasu w 46 kolejnych losowaniach nikt nie zdobył głównej nagrody. Szanse na wygraną w Powerball wynoszą 1 do 292,2 mln. Zwycięzca może zdecydować się na jednorazową wypłatę, szacowaną w tym wypadku na około 834 mln dolarów, lub wypłatę wygranej w 30 ratach. Podawane kwoty nie uwzględniają podatków. Najwyższa wygrana w loterii Powerball padła w 2022 r. i wynosiła 2,04 mld dolarów. Zwycięski los został kupiony w Kalifornii, a jego właściciel zdecydował się na jednorazową wypłatę w wysokości 997,6 mln dolarów. Powerball jest dostępny w 45 stanach, Waszyngtonie (Dystrykt Kolumbia), Portoryko oraz na Wyspach Dziewiczych Stanów Zjednoczonych. Nadzór nad loterią sprawuje Multi-State Lottery Association, organizacja non profit zrzeszająca loterie stanowe. Zyski są przeznaczane przez stany na wsparcie edukacji publicznej itp. Czytaj też: Bank wciąż nierozbity. Gigantyczna kumulacja w popularnej loterii Kategorie: Telewizja
Prof. Flis: Nawrocki już wie, że nie da się dogodzić wszystkim, ale da się wszystkich wkurzyćWizerunek prezydenta Karola Nawrockiego jest spójny z tym, co prezentował w kampanii wyborczej – uważają prof. Rafał Chwedoruk i prof. Jarosław Flis. W rozmowie z PAP eksperci ocenili m.in., że prezydent poprzez swój wiek, sposób komunikacji oraz wizerunek sportowca uzupełnia deficyty PiS-u w elektoracie między 20. a 50. rokiem życia.
Piotr Kozłowski
Kategorie: Prasa
Gigantyczne złoże gazu odkryte. Przewyższa zasoby całej PolskiIran odkrył duże złoża gazu na południu kraju, w okolicach Pazan. Jak poinformowała agencja Shana, powołując się na ministra ds. ropy i gazu Mohsena Paknejada, ilość znalezionego surowca przekracza 250 miliardów metrów sześciennych. To znacznie więcej niż całe zasoby gazowe Polski.
Kategorie: Portale
Wielka podwyżka składki. Rząd nie poradził sobie z reformąW 2026 roku minimalna składka zdrowotna dla przedsiębiorców ma wzrosnąć o 37 proc., z obecnych 314,96 zł do prognozowanych 432,54 zł miesięcznie. Podwyżka wynika z utrzymania dotychczasowych przepisów regulujących sposób jej obliczania.
Kategorie: Portale
Horoskop na pierwszy dzień świąt - czwartek 25 grudnia 2025 r. praktyczne rady dla: Baran, Byk, Bliźnięta, Rak, Lew, Panna, Waga, Skorpion, Strzelec, Koziorożec, Wodnik, RybySprawdź horoskop na pierwszy dzień świąt 25 grudnia 2025 r. podsuwa nowe, praktyczne pomysły - znajdziesz tu nietypowe mini-rytuały świąteczne, sposoby na konkretne działania, które możesz wdrożyć dziś od ręki. Przeczytaj opis swojego znaku i wybierz jedną z rad - wprowadź ją natychmiast i sprawdź efekt jeszcze przed wieczorem.
Helena Tarotis
Kategorie: Prasa
Reżyser serialu "Niebo. Rok w piekle": Tomek był najlepszy do tej roli [ROZMOWA]"Dla mnie to nie jest historia o sekcie, ale opowieść o człowieku, o nas samych. Jest to pewna forma niewygodnego, ale potrzebnego lustra" - mówi w rozmowie z Dziennik.pl Bartosz Blaschke, reżyser serialu "Niebo. Rok w piekle", który od 26 grudnia będzie można oglądać na platformie HBO Max.
Marta Kawczyńska
Kategorie: Prasa
Świąteczne życzenia od Karola Dziuby. Gdzie zaprasza na Sylwestra?Karol Dziuba to kolejna znana postać polskiej sceny i filmu, która składa życzenia Czytelnikom i Widzom portalu Dziennik.pl. Czego życzy Wam aktor? Gdzie zaprasza na tegorocznego Sylwestra?
Marta Kawczyńska
Kategorie: Prasa
Boże Narodzenie, w którym kraj obudził się bez dyktatoraPierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia 1989 roku Rumunia obudziła się w stanie zawieszenia. Wiadome było, że dyktator został pojmany, panował jednak chaos informacyjny. I pytania: odbiją go? Około godz. 13:20 rozpoczął się prowizorycznie przygotowany proces przed sądem wojskowym. Trwał 55 minut. Obrońca miał 10 minut na rozmowę z oskarżonym małżeństwem dyktatorów. Wyrok: kara śmierci. Odwołać mogli się tylko w teorii, bo egzekucja nastąpiła chwilę później. Wróćmy jednak do początków. Młody Nicolae był zagorzałym komunistą. Polityczną drogę zaczynał u boku Gheorgha Gheorghiu-Deja, po II wojnie światowej szefa rumuńskiej partii komunistycznej i późniejszego przewodniczącego rady państwa. Po jego śmierci w 1965 roku objął stanowisko I sekretarza Rumuńskiej Partii Robotniczej, a w 1974 przyjął tytuł prezydenta Socjalistycznej Republiki Rumunii. Szybko usunął niedawnych stronników Gheorghiu-Deja, skupiając w swoich rękach władzę absolutną. Nie był jednak pupilkiem Moskwy. Otwarcie potępił inwazję wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku, czym zyskał w oczach Zachodu. Mimo to umiał dogadać się z przywódcą ZSRR Leonidem Breżniewem w czasie wspólnych polowań. „Geniusz Karpat” – jak tytułowała go reżimowa propaganda – o miano najbardziej totalitarnego państwa Europy (niezależnego zarazem bezpośrednio od Moskwy) mógł chyba rywalizować tylko z albańskim dyktatorem Enverem Hoxhą. Od końcówki lat 60. w Rumunii kwitł kult jednostki. Na początku kolejnej dekady Ceausescu zachłysnął się azjatyckimi imperatorami: Mao Zedongiem i Kim Ir Senem podczas wizyt w Chinach i Korei Północnej. Po powrocie do kraju kazał ogłosić swoje 55. urodziny świętem narodowym. Zachód nadal widział w nim jednak szansę na zrównoważenie radzieckich wpływów w Europie Wschodniej. I chętnie dotował coraz bardziej despotyczny reżim. Rumunia otrzymywała kredyty ze Stanów Zjednoczonych, RFN, Francji, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Gdy w latach 80. gospodarka nie była w stanie dalej dźwigać centralnych planów Ceausescu, przyszło załamanie. Dług zagraniczny przekraczał 10 miliardów dolarów. Nieefektywne inwestycje nie przynosiły zysków, a kraj pogrążał się w coraz większej biedzie. Zamiast negocjować zadłużenie, Ceausescu wybiera inną drogę: postanawia natychmiast je spłacić. Rumunia stała się wolna od długów, ale kompletnie niezdolna do funkcjonowania. By utrzymać władzę, dyktator sięgnął po najmocniejszą kartę w talii despotów: terror. W latach 80. uważano, że jedna na cztery osoby jest informatorem tajnej policji – Securitate, odpowiedzialnej za tortury i śmierć tysięcy dysydentów. Michaił Gorbaczow nazywał go „rumuńskim führerem”. Rok 1989, a szczególnie jego końcówka, były momentem przełomu. W listopadzie upadł mur berliński. „Imperium Zła” – jak określił Związek Radziecki Ronald Reagan – chwiało się w posadach. Polska miała za sobą pierwsze częściowo wolne wybory, a Czechosłowacja obaliła komunistów w Aksamitnej Rewolucji. Mimo to Nicolae Ceausescu nadal czuł się silnym. Aż przyszło Boże Narodzenie. Zaczęło się jednak 10 dni wcześniej: 15 grudnia w Timisoarze, na zachodzie Rumunii. Początkowo niewielkie protesty przeciwko deportacji protestanckiego pastora László Tőkésa – symbolu oporu wobec reżimu – zostały stłumione na rozkaz Ceausescu. Na krótko. Drugiego dnia nabierającej tempa rewolucji, 16 grudnia, manifestanci ponownie wyszli na ulice Timisoary. Tysiącami wykrzykiwali „Precz z Ceausescu” („Jos cu Ceaușescu!”). Władza wytoczyła cięższe działa – siejącą terror służbę bezpieczeństwa Securitate, jedną z najbardziej brutalnych policji bloku wschodniego. Zaczęto od armatek wodnych i gazu łzawiącego, ale to nie wystarczyło. Na rozkaz generała Victora Stănculescu użyto broni i czołgów. Zginęło 60 osób. Ceausescu był przekonany, że to wystarczy. Wyjechał do Iranu, zostawiając sprawy żonie Elenie i zaufanym aparatczykom reżimu. Jednak pod jego nieobecność protesty rozprzestrzeniły się na całą Rumunię, obejmując także stolicę – Bukareszt. Strajk rozpoczęły fabryki. Nic dziwnego, że po powrocie do kraju dyktator był skonsternowany. Liczył, że bunt uda się krwawo stłumić w zarodku. 20 grudnia postanowił przemówić do narodu. Telewizyjnym wystąpieniem dolał tylko oliwy do ognia. Wyzywał protestujących w Timișoarze od wrogów rewolucji socjalistycznej i „bandy chuliganów” działających na zlecenie imperialistów (czytaj: Węgier – mniejszość węgierska zamieszkiwała tereny na zachodzie Rumunii). Nieświadomy społecznych nastrojów dyktator na 21 grudnia zwołał wielki wiec w Bukareszcie, komunikowany przez propagandę jako „spontaniczny ruch wsparcia”. W świat miał pójść jasny sygnał, że kraj popiera jego przywództwo. Stało się coś, co przez kilka dekad zamordystycznych rządów było nie do pomyślenia: ludzie zaczęli się z niego śmiać i wykrzykiwać „Precz z Ceausescu, śmierć dyktatorowi”. Telewizyjne kamery zarejestrowały malujące się na twarzy dyktatora niedowierzanie. Starał się jeszcze uspokoić tłum, machając prawą ręką i krzycząc: „Zachować spokój”. Obiecywał podwyżkę płacy minimalnej, emerytur oraz dodatki dla wychowujących dzieci. Nikogo jednak nie przekupił. W końcu uciekł z balkonu, z którego przemawiał, chowając się przed protestującymi w siedzibie Komitetu Centralnego Partii Komunistycznej. Służby bezpieczeństwa całą noc mordowały na ulicach Bukaresztu. – Na całym chodniku była krew – wspominał po latach w rozmowie z BBC Traian Rabagia, który w grudniu 1989 r. na żywo oglądał przemówienie dyktatora przed hotelem Continental. Nad ranem generał Vasile Milea, minister obrony Rumunii, odmówił dalszego strzelania do manifestantów. Chwilę po podjęciu decyzji, około godz. 9:30 został znaleziony martwy. „Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach”. Po latach, w 2005 roku, śledczy uznają, że Milea zmarł w wyniku strzału w tętnicę. Ceausescu podjął jeszcze jedną próbę wyjścia do rewolucjonistów, ale i tym razem zderzył się ze ścianą. W jego stronę poleciały kamienie. Z żoną Eleną ratowali się ucieczką helikopterem z dachu Domu Partii. W międzyczasie tłum przebił zasieki armii i wdarł się do siedziby partii. Ci, którzy nie widzieli helikoptera, mieli nadzieję, że uda się im się pojmać dyktatora. Nicolae i Elena Ceausescu wydostali się jednak ze stolicy i dotarli do prezydenckiej rezydencji w Snagov, a następnie do Titu. Liczyli, że znajdą schronienie w hutniczym mieście Târgoviște 50 kilometrów od Bukaresztu, ale tam – pod pozorem ochrony przed protestującymi – zostali zatrzymani przez milicję. Gdy przyszło po nich wojsko, uświadomili sobie, że nie chodzi o ich bezpieczeństwo, a uwięzienie. Czas dyktatora dobiegał końca. Rumuni nie wiedzieli jeszcze tylko: bać się, czy cieszyć. Kres krwawych rządów w ciągu kilku dni pochłonął ponad 1100 ofiar śmiertelnych – z czego niespełna 90 procent zginęło już po ucieczce despoty – i kilkukrotnie więcej rannych w starciach z wojskiem i funkcjonariuszami Securitate. Zawiązany w czasie protestów Front Ocalenia Narodowego pod przywództwem Iona Iliescu (po zakończeniu rewolucji zostanie prezydentem) decyduje o utworzeniu Wyjątkowego Trybunału Wojskowego. Cel jest jasny: przygotować grunt pod proces przywódców reżimu. Z medialnych relacji wynika, że od rana 25 grudnia, społeczeństwo wiedziało, że dyktator został obalony i szykowany jest jego proces. Telewizja państwowa i lokalne rozgłośnie często podawały jednak sprzeczne komunikaty. Sąd wojskowy nie bawił się w zbieranie i dokumentację dowodów przeciwko dyktatorowi. Zarzuty miały być zwięzłe i zrozumiałe dla wszystkich: od nielegalnego gromadzenia bogactwa, przez zbrodnie przeciwko ludzkości, po ludobójstwo. Na miejsce rozprawy wybrano jednostkę wojskową UM 01417 w Târgoviște, gdzie przetrzymywano Nicolae i Elenę. Nie chciano ryzykować ich transportu gdzie indziej w obawie przed próbą odbicia małżeństwa przez nielicznych fanatyków wiernych jeszcze Ceausescu. Proces miał zamknąć epokę jednym ruchem. – Ta dwójka oskarżonych popełniła czyny niegodne człowieka i niezgodne z prawem, wykorzystując władzę w sposób kryminalny, podejmowali działania, by zniszczyć naród rumuński, w imieniu którego uważali, że sprawują rządy – ogłoszono, nie siląc się na obszerniejsze uzasadnienie. Wyrok: kara śmierci. Wykonano go kilkadziesiąt minut po wydaniu orzeczenia. Elena i Nicolae Ceausescu zostali wyprowadzeni na dziedziniec koszar i ustawieni pod ścianą. Według oficjalnych relacji pluton egzekucyjny składał się z trzech strzelców. Z czasem jednak więcej osób przypisywało sobie udział w tym wydarzeniu. „Nikt nie liczył strzałów” – mówił po latach jeden z rzekomych katów. Jeden z oficerów twierdził, że „wszyscy chcieli strzelać”. Wątpliwości nie rozwiewa nagranie, na którym zarejestrowano zgładzenie małżeństwa. Kilkanaście godzin po rozstrzelaniu film krążył już na czarnym rynku w Budapeszcie. W Boże Narodzenie Rumuni obudzili się bez dyktatora, ale jeszcze nie wiedzieli, kim chcą być. Ceausescu rządził przez blisko 30 lat, a dla milionów dyktatura była jedynym znanym ustrojem, nawet jeśli mieli go dość. Egzekucja była politycznie wygodna dla nowej władzy, więc 27 grudnia, dzień po świętach, drastyczny materiał został wyemitowany w rumuńskiej telewizji. Dziennikarze mówili chaotycznie, plątali się w wypowiedziach, jakby sam fakt mówienia bez cenzury był nowym doświadczeniem. Nagranie będące jednym z najbardziej wstrząsających świadectw końca komunizmu w Europie Wschodniej obiegło świat w ciągu kilku dni. Ponad 30 lat po tamtych wydarzeniach Boże Narodzenie nadal otwiera stare, niezagojone rany. I pytania: sprawiedliwość czy samosąd? Jedni mówią o konieczności. Inni o chaosie, który zmienił jedną dyktaturę na inną wątpliwą władzę. Choć sam dyktator został zgładzony w błyskawicznym procesie, to rodziny 1104 ofiar grudniowej rewolucji przez lata czekają na osądzenie setek – jeśli nie tysięcy – funkcjonariuszy reżimu odpowiedzialnych za śmierć ich bliskich. – Dla wszystkich innych Boże Narodzenie jest Bożym Narodzeniem, ale dla nas to po prostu przypominanie sobie, jak nasi ojcowie, nasi synowie, nasze matki, skończyli w trumnach – mówił BBC w 30. rocznicę obalenia dyktatora Catalin Giurcanu, którego ojciec został zabity w Bukareszcie serią z karabinu maszynowego. Przywódca Frontu Ocalenia Narodowego Ion Iliescu, który w 1990 roku objął po Nicolae Ceausescu urząd prezydenta, już rok później krwawo stłumił antyrządowy protest studentów. Do rozprawienia się z nimi ściągnął 20 tysięcy górników. W 2017 roku usłyszał z tego powodu zarzuty, a w 2019 r. został oskarżony o zbrodnie przeciw ludzkości. Nie doczekał się wyroku – zmarł 5 sierpnia 2025 roku; pochowano go z honorami. Choć od pamiętnego Bożego Narodzenia 1989 roku mija właśnie 36 lat, nie milknie nadal dyskusja, czy była to oddolna rewolucja, czy przygotowany wcześniej zamach stanu, którego czas i miejsce wybrano nieprzypadkowo. Tę drugą wersję ma potwierdzać choćby uczestnictwo niezadowolonych prominentnych członków aparatu władzy w obaleniu dyktatora. A nawet fakt, że w pewnym momencie, gdy Ceausescu jeszcze żył, wojsko przestało strzelać do cywili i przeszło na stronę protestujących. Dziś rumuńska demokracja, choć jest członkiem Unii Europejskiej i NATO, nie rozliczyła się ze starymi demonami. Świadczyć może o tym choćby zamieszanie związane z ostatnimi wyborami prezydenckimi. Na początku 2025 roku sondaże zaufania do władzy były – by powiedzieć łagodnie – co najmniej złe, na co wskazywał w rozmowie z portalem TVP.Info Kamil Całus z Ośrodka Studiów Wschodnich. – Co ciekawe, relatywnie bardzo pozytywny jest na przykład stosunek Rumunów do takich postaci jak chociażby Nicolae Ceausescu, który – wydaje się – nie powinien być zbyt popularny, a jednak wedle sondaży z ostatnich lat jest to najpopularniejszy z dotychczasowych rumuńskich prezydentów, łącznie ze wszystkimi prezydentami niepodległej Rumunii po 1989 roku. To pokazuje, jaki jest stosunek Rumunów do ich klasy politycznej – komentował ekspert OSW. Kategorie: Telewizja
USA wprowadzają "kwarantannę". "Wywierają ogromną presję"
Waszyngton nakazał siłom zbrojnym USA, by przez co najmniej dwa miesiące skupiły się niemal wyłącznie na blokadzie eksportu wenezuelskiej ropy naftowej - podała agencja Reuters, powołując się na amerykańskiego urzędnika.
Kategorie: Telewizja
Co znaczy "wieczyście małoletnia" i dlaczego feministka to nie jest brzydkie słowo na "f"? [ROZMOWA]"Ciągle opowiadamy sobie o powstaniach, które Polacy przegrali – listopadowym, styczniowym, warszawskim, o straconych pokoleniach i przelanej krwi. A mieliśmy rewolucję, która skończyła się spektakularną wygraną. Jako jedne z pierwszych na świeci Polki wywalczyły sobie prawa wyborcze. To była bezkrwawa, zwycięska rewolucja" - mówi dziennik.pl Dominika Buczak, autorka książki pt. "Parasolki".
Beata Zatońska
Kategorie: Prasa
|
Sondaże polityczneAnkietaStudio OpiniiTVN24 - wiadomości, KrajGazeta Wyborcza — kraj
wnp.pl Informacje z otoczenia przemysłuTOK.fm - Najważniejsze informacje z Polski
TVN24 Biznes i Świat
PortaleTVP.Info
300polityka
Dziennik
Wirtualnemedia.pl
CzęstochowaZ serwisów lokalnych Urząd Miasta CzęstochowyPowiat CzęstochowskiDziennik Zachodni - Częstochowa
Gazeta.pl — Częstochowa
wCzestochowie.pl
Częstochowa - samorząd
|
Ostatnie odpowiedzi
15 lat 20 tygodni temu
18 lat 3 tygodnie temu